Witam!
Przytrafila mi sie dzisiaj taka sytuacja.
Zatrzymalem sie (w dozwolonym miejscu) czesciowo na poboczu, czesciowo na chodniku. Jak juz odchodzilem od autka, uslyszalem straszny huk. Odwracam sie, a tam jakis Pan, ktory jechal na rowerze przypierdzielil w moje autko. Wgial klape, zadrapal zderzak i zbil lampe. Nie uszlo sie z nim dogadac, wiec zadzwonilem po milicje.
Przyjechali, stwierdzili jego wine, wlepili mu mandat, sporzadzili protokol iiii... Pan z rowerka stwierdzil ze jest bezrobotny, nie jest ubezpieczony, i ze nie zaplaci, bo nie ma z czego.
Policjant stwierdzil, ze w takim wypadku mam autko naprawiac we wlasnym zakresie, badz sadzic sie z tym klientem, ale ze i tak bede mial tylko wygrana na kwitku, bo on i tak nie zaplaci.
Czy w takiej sytuacji moge cisnac do firmy w ktorej mam ubezpieczony samochod, o wyplate odszkodowania z funduszu gwarancyjnego??
Mam protokol sporzadzony przez policjanta, podpisamy przez sprawce oraz swiadka zdarzenia.
Prosze o odpowiedz osoby, ktore mialy juz taki przypadek lub znaja sie na rzeczy, a nie "co sie komu wydaje"
Z gory dz za odpowiedzi ;)
Pozdrowka!