Ja nigdy w Łodzi nie musiałem hamować awaryjnie, ani na kursie ani na egzaminie. Ale słyszałem, że egzaminator ma prawo umówić się z kursantem na taki manewr. Jednak słyszałem też, że już się tego nie praktykuje, ponieważ samochód, który 20 razy dziennie przez 6 dni w tygodniu hamuje awaryjnie, szybciej się psuje :)
Na kursie instruktor kazał dbać o dynamikę jazdy, ale nie przekraczać dozwolonych prędkości. Maksymalnie szybko jechałem na autostradzie A2 na odcinku Stryków - Zgierz, 112 kmh. Na więcej instruktor nie pozwolił, bo się bał, że L-ka z dachu odleci.
Na pierwszej mojej godzinie jazdy (pierwszy raz w życiu za kółkiem) jechałem przez pół miasta i od razu jak wyjechałem na drogę to mi 60 na liczniku wyskoczyło, a było do 50 :) Po jakimś czasie jak się trochę ściemniło to dał maksymalnie 35 kmh ale wcale mu się nie dziwiłem, bo droga ciasna, samochodów dużo, a ja pierwszy raz za sterem.