przez aniaaa » czwartek 31 stycznia 2008, 20:29
moja pierwsza jazda na kursie... wydaje się, że dawno to było, 27 października zeszłego roku, miesiąc po zaczęciu kursu. Była sobota, godzina 11, ładny dzień, słońce, ciepło. Zastanawiałam się przed początkiem praktyki jaki będzie mój instruktor, miałam nadzieję, że się jakoś porozumiemy. Dostałam genialnego instruktora, młodego (moja mama powiedziała że dałaby mu 18 lat :D ale na moje oko ma jakieś 25). Standardowo spytał czy jeździłam już i czym. Założył L na dach i wsiedliśmy. Opowiedział mi o wszystkim co jest wewnątrz auta, każdy przełącznik, pokrętło, kontrolki... powrzucałam sobie po kolei biegi, przygotowanie do jazdy i ruszamy. Trochę mnie zdziwiło że nie pokazał mi świateł i co jest pod maską, ale pomyślałam, że to przecież on decyduje co robimy. Pojechaliśmy sobie poza moje miasto, przez sąsiednie miasteczka, głównymi drogami. Żadnych tam bocznych uliczek, a jak się ucieszyłam jak się zorientowałam, że jesteśmy na trasie poznańskiej :D ("no to śmigamy, tu możemy setką")
Bardzo szybko mi minęły te dwie pierwsze godziny. Jedna z moich lepszych jazd, ale to dlatego, że mój instruktor wszystko mi mówił, hamulec, sprzęgło, dwójeczka, trójeczka... Po jeździe stwierdził że jak na pierwszą jazdę to rewelacja, no ale to raczej jego zasługa, bo ja tylko wykonywałam jego polecenia. No i na drugiej jeździe pojechaliśmy na Bemowo, chociaż ja się wcale nie czułam pewnie ;)
Pierwsza jazda to nic takiego. Ważne żeby się tym nie przejmować, bo to dopiero początek i na pewno będzie lepiej.
No i pozdrowienia dla mojego jedynego słusznego instruktora, Marka, z którym musiałam się pożegnać po 24h z powodu jego rozbitej corsy...