Napisze wam historyjkę, którą przeżyłem i w zasadzie nadal toczę :D
Zapisałem sie na kurs prawa jazdy gdzieś koło 20 marca. Myślałem będzie fajnie trochę teorii potem jazdy i egzamin. Teorie zacząłem z miesiąc później i lekcje były naprawdę rzadko, ale to idzie przeboleć. Gdzieś pod koniec maja pierwsze jazdy, po kilku godzinach instruktor bierze ode mnie dowód i jedzie mi egzamin omówić, myślałem ze w ciągu miecha dojeżdże te pozostałe godziny, ale nie. 1 egzamin miałem po 15 godzinach jazdy, potem omówił 2. W ogóle wtedy nie jeździłem i znowu mnie puścili na egzamin tym razem po 19 godzinach (czyli pojeździłem jakieś 4). 2 egzamin miałem jakieś 2 miechy po 1 .... Teraz czekam na 3, mam do wyjeżdżenia 11 godzin, a mój kochany instruktor przehulał kasę i już 3 raz mówił mi że mam egzamin a tak naprawdę nie miałem go, mówił mi o tym że mnie oszukał dzień przed egzaminem(oczywiście nie mówił oszukał, tylko że zapomniał albo, że terminu nie było) i ostatnio znowu tak było ... w końcu nie wiem kiedy będę miał egzamin .... ale coś czuje, że ta sprawa skończy sie w sądzie :D Poniewaz to jest żenada jakbym miał egzamin po egzaminie co miesiąc powinienem mieć już 6xegzamin czy nawet lepiej, mimo tych nie wyjeżdżonych godzin, a miałem 2, na dodatek jeździć nie chcą. Chce odrazu napomnieć że nie jestem frajerem, że dałem się na egzamin puścić po 15 godzinach ! On mi powiedział, że wyjeździmy te godziny a jak pisałem do niego to umawiał potem odwoływał :D