przez Driver'ka » wtorek 13 listopada 2007, 12:16
Ja też od jakiegoś czasu, podobnie jak tom9 myślę o zawodzie instruktora kat. B. Może nie jako o moim głównym zawodzie, ale takim dodatkowym, w razie gdybym miała poblem ze znalezieniem pracy po studiach. Zawsze wtedy istnieje szansa, że pracę jako instruktor znajdę. Nie wiem jak w innych miastach, ale w moim jest popyt na instruktorów. W wielu OSK wiszą ogłoszenia: Zatrudnię instruktora! Po prostu ich brakuje. Byłoby to jakieś zabezpieczenie, że nie pozostanie się zupełnie bez pracy.
Przez ostatni dłuższy czas miałam często okazję przyglądać się bezpośrednio pracy instruktora siedząc jako pasażer z tyłu, w elce. Jest to mój znajomy instruktor, więc mnie dość często zabierał na jazdy. Tyle już z nim "wyjeździłam" godzin jako obserwator na tylnym siedzeniu, że pewnie mogłabym mieć już zaliczony limit godzin na kursie na instruktora :lol:
Ale do rzeczy. Przyglądając się i obserwując jego pracę analizowałam równocześnie czy ja bym się na to nadawała. I stwierdziłam, że mogłabym jak najbardziej spróbować sprawdzić się w tym zawodzie :) Jeździliśmy właściwie z różnymi kursantami. Od tych zupełnie początkujących, do bardziej zaawansowanych, więc mogłam teraz popatrzeć "jak to jest" z boku :) A kursanci - wiadomo, różni. Jedni szybciej łapią, inni wolniej. Na pewno trzeba mieć dużo cierpliwości. Jeśli chodzi o mnie, to ja cierpliwość tracę głównie przy bliskich osobach; przy obcych potrafię się chyba dużo łatwiej opanować ;)
Mój instruktor to człowiek pogodny i cierpliwy, dlatego mimo, że potrafi czasem głośniej zwrócić uwagę (bywa, że spokojne zwrócenie komuś uwagi po prostu nie dociera i nie skutkuje, to logiczne), to jednak robi to najczęściej w sposób humorystyczny, żartobliwy tak, żeby nie zestresować czy nie znieważyć kursanta. Wiadomo, że uśmiech, czy żarty rozluźniają sytuację i spęcie ;) A cierpliwość też czasem mu się kończy. Nie raz mi mówił po takiej jeździe, że go wnerwia ten czy tamten kursant, bo jest ciężko kapujący, ale nigdy tego nie okazywał wobec tego kursanta. Bardzo mi się podoba jego postawa w czasie szkolenia i zapewne próbowałabym się w swojej pracy na nim wzorować.
Jeśli chodzi o zarobki czy ilość wyjeżdzonych godzin... W dużej mierze zależy wszystko od OSK: ile w OSK płacą instruktorowi, na jaki tryb pracy mu pozwalają. W OSK w której ja się szkoliłam, instruktorom szef płacił chyba 7,50zł za godzinę jazdy. W innej OSK, w której obecnie jeździ mój instruktor, właściciel płaci instruktorom już 8, albo nawet 9zł. Słyszałam też o OSK w których instruktorzy dostają nawet i po 10zł za godzinę jazdy. Ale fakt faktem, średnia płaca to wychodzi ok 2,5tys zł.
Mój instruktor w miesiącu potrafił wyjeździć 250 godzin, czasem nawet i więcej. Teraz jeździ mniej, bo wziął się za inną pracę. Nie wiem czy OSK narzucają ile godzin musi wyjeździć w miesiącu instruktor, czy po prostu zostawiają wolną rękę. Nie wiem dokładnie. Pewnie to też zależy od tego ilu jest instruktorów w OSK i ilu kursantów. Z tego co wiem, mój instruktor mógł sobie niekiedy "dostosowywać" godziny jazd do swoich potrzeb.
Więc jeśli o mnie chodzi to widzę w tej pracy sporo plusów. Uważam ją za ciekawą. Niemniej łatwa też nie jest, bo siedzenie tyle godzin na tyłku (bywa, że bez przerwy) też jest męczące i człowiek później czuje się bardziej "połamany" niż po pracach fizycznych ;) Niekiedy jest tak, że instruktor nie ma czasu, żeby na chwile wyskoczyć i coś zjeść.
No i mówię: cierpliwość, życzliwość wobec kursanta oraz pogoda ducha to podstawa w tej pracy, jeśli chce się, żeby kursanci chętnie się do ciebie zapisywali ;)
