Witam,
Wczoraj miałem dość niemiłą sytuację na drodze. Jechałem tak z 30 km/h i w ostatniej chwili zza przystanku wyleciał mi pieszy na pasach prosto pod samochód. Światło oczywiście było czerwone. Zwykle staram się jechać wolniej na przejściach, bo zawsze ktoś może wpaść w ostatniej chwili. Chciałem go ominąć, więc szybko skręciłem kierownicą w lewo, zjechałem na lewy pas (na szczęście był wolny, bo przyznam się, że nawet nie spojrzałem, czy był) i nawet udało mi się odkręcić kierownicę, no, prawie. Poczułem takie uderzenie. Sobie myślę... "to nie mogła być ona, bo przecież jej nie drasnąłem nawet, no to pewnie błotnik cały zdarty będzie". Włączyłem awaryjne, wyszedłem na zewnątrz, patrze - wszystko dobrze, więc co najwyżej felga będzie zgięta. Nie pytałem się jej, czy wszystko dobrze, bo miałem jej ochotę nakopać do tyłka, ale powstrzymałem się. W końcu wsiadłem, ruszyłem... nic nie czuć, żeby felga była skrzywiona. I teraz moje pytanie:
1. Co by było jeśli uderzył bym w barierkę, a pieszemu by się nic nie stało? Kto mi odda za remont samochodu?
2. Podczas szybkiej zmiany pasa, bez kierunkowskazu, ktoś wjeżdża mi w tył, ale pieszemu również się nic nie stanie. Wina obustronna, czy tylko moja?
3. Pieszy zostaje potrącony, jak udowodnię, że to się stało na czerwonym? Jakie poniosę konsekwencje tego?