Zonaimad napisał(a):Rozpatrzono tutaj spokojnie dziesiątki wariantów danej sytuacji, biorąc pod uwagę różne detale, które mogły, ale nie musiały zaistnieć, mamy ogólny obraz sprawy i pewne uogólnione wnioski, na podstawie których wysnuliśmy różne przypuszczenia...
No właśnie. A na to wszystko po kilku tygodniach wpada taki
zaxsx i stwierdza, że: "Ewidentna wina jadącego pod "prąd" NIE KOLEŻANKI."... I psu na budę cała dyskusja...
Zonaimad napisał(a):Od tego jest forum, nomen-omen, dyskusyjne, by prowadzić dyskusje, i nie ma się co emocjonować.

No właśnie. Fajnie by było, gdyby tak było.
Chcę, jak to w dyskusji bywa, przedstawić swoje zdanie i je uzasadnić. Naturalnie, proste słowa i uzasadnienia nijak do zwolenników innej teorii nie trafiają, więc aby z dyskusji coś wynikło, trzeba zastosować coś więcej. W tym przypadku zastosowałem moją ulubioną metodę: analogię.
Na wstępie, bo jest to konieczne i niezbędne, chciałem ustalić pewne fakty, z którym wszyscy (albo chociaż jeden przedstawiciel zwolenników innej teorii) się zgodzą. W tym przypadku były to wykroczenia popełnione przez kierującego ścinającego zakręt:
viewtopic.php?p=245576#p245576 . W odpowiedzi dostałem informację, że było to złamanie między innymi pewnego artykułu. Następnie chciałem się dowiedzieć, skoro między innymi, to co jeszcze oprócz rzeczonego artykułu. Abstrahując od tego, że od razu powinienem dostać pełną odpowiedź, a nie musieć się dopytywać, spędziłem dwie całe strony postów na próbach uzyskania odpowiedzi, której i tak w końcu od tej osoby nie uzyskałem. Tak ma wyglądać dyskusja? No chyba nie. Nie wspominając już o braku szacunku dla czasu mojego, innych dyskutantów, a nawet biernych czytelników (którzy muszą się przekopywać przez kolejne, niczego nie wnoszące posty).
W końcu od innej osoby uzyskałem odpowiedź, żeby to już był tylko ten artykuł. Na podstawie tego przedstawiłem bardzo podobną sytuację, w której złamanie przepisów było identyczne, a jednocześnie sytuację, na której już samo logiczne i zdroworozsądkowe spojrzenie pokazywało wyraźnie, jak bezsensowne są inne interpretacje:
viewtopic.php?p=245783#p245783 . Czyli mówiąc po naszemu: coś ustaliliście, zobaczcie teraz na taką sytuację, te ustalenia tak samo pasują i do tej sytuacji, i zobaczcie teraz jak w tej sytuacji niedorzecznie wygląda wasze zdanie na ten temat.
I co? I nic. Osoba, od której usiłowałem się przez 2 strony dowiedzieć jednej rzeczy, oczywiście milczy. Pojawiają się różne inne posty i w końcu (nazwę to po imieniu: bezczelna) odpowiedź: "Miałem się tu już nie wpisywać, bo uznałem, że swoje powiedziałem..." - czyli swoje powiedziałem i prącie wam wszystkim w cztery litery. To jest niby dyskusja? I na koniec jeszcze: "tak jak przedstawiasz to nie wiem po co... ani analogii...ani rzeczywistej sytuacji... Ot takie sobie gdybanie niewiele z wątkiem wspólnego mające

" - pewnie... z wątkiem mające wiele wspólnego byłoby tylko, gdybym napisał: tak, jak zwykle masz rację, a ja jak zwykle piszę od rzeczy...
I w końcu, po dalszej przepychance dowiaduję się, że: "Ten temat został już dawno wyjaśniony, a twoje próby wywinięcia kota ogonem - przy całym szacunku dla ciebie- stają się coraz bardziej rozpaczliwe...." - oczywiście, mentor zdecydował, że temat został już (i to w dodatku ponoć dawno) wyjaśniony. W momencie, kiedy po wielkich bólach udało mi się wreszcie dotrzeć do końca przedstawianej przeze mnie analogii (co wydawało się jedyną sensowną metodą przy takim nastawieniu dyskutantów), okazuje się nagle, że cały ten wysiłek na nic i nikt, tylko po to żeby w żadnym razie nie przyznać mi racji, nie porusza tej analogicznej sytuacji (albo porusza w sposób całkowicie niemerytoryczny, albo pomija istotę sprawy i zaczyna szybko brnąć w wątki poboczne), a temat został już "dawno wyjaśniony".
I jak ja mam się nie denerwować, jeżeli ta rzekoma dyskusja nie ma żadnego związku z prawdziwą, rzeczową i merytoryczną dyskusją. Jest to, jak już pisałem, tylko i wyłącznie marnowanie czasu mojego, innych dyskutantów i czytelników. A nie jest to odosobniony przypadek, tylko niemalże reguła, co jest tym bardziej przykre.