
Otóż podczas dojazdu do odcinka autostrady A4 w okolicach góry Św. Anny obserwuję ciekawe zjawisko. Niezależenie od tego z jaką prędkością bym nie jechał, w pewnym momencie samochód samoistnie schodzi do 120km/h (lub 100km/h gdy np. trzeba będzie przyhamować "bo coś tam") i nie ma mowy o przekroczeniu tego progu (pedał gazu w podłodze, zero reakcji). I tak wygląda jazda aż do wysokości MOPu, gdzie nagle 'siły nieczyste' odpuszczają i samochód zaczyna się normalnie rozpędzać.
Jakieś pomysły co jest przyczyną? Ciśnienie? Siły demoniczne? Opętanie?

edit:
Pan poniżej: Kij w tylnej części ciała - level 99
