przez Tomek Kulik » niedziela 11 stycznia 2009, 14:23
Cały system jest postawiony na głowie. Państwo, czyli prawodawca, zawraca nam głowę kartami przeprowadzonych zajęć, biurokracją i niepotrzebnymi obostrzeniami, zaś egzamin nie weryfikuje wielu ważnych rzeczy. Są kraje, gdzie nie ma kursów, zaś wypadkowość jest niższa niż u nas - delikwent uczy się w OSK tyle godzin aż uzna za stosowne pojawić się na egzaminie; zaś zadaniem egzaminatora jest przewałkowanie (ino kulturalne i sensowne) delikwenta by sprawdzić, czy można mu dać prawo jazdy. Albo zdający spełnia wymagania, albo nie spełnia. Co kogo obchodzi, jak wyglądał jego kurs?
Jestem za zmianą formy egzaminu, tak, aby nie było opacalne wkuwanie testów na pamięć lecz uczenie się przepisów ze zrozumieniem. Jak? To już zadanie dla specjalistów, lecz nich będa to specjaliści spoza grona któe dotychczas odpowiadało za formę egzaminu.
Co do kursów, to dobry instruktor ma zawsze więcej roboty niż może wyjeździć. Dobry wykładowca ma zawsze pełną salę. Rynek zdecyduje, gdzie ludzie pójdą na szkolenie. Problem może być w małych miejscowoścoach, gdzie jest jeden OSK i dzierży on monopol w danej gminie - tam prawa rynku mogą nie zadziałać...
Co do biurokracji, to czemu ktoś, kto wychował się na traktorze na gospodarstwie, musi przechodzić cały kurs programowy kat. T? Czemu nie może jeździć tylko tylu godzin, by skutecznie zdać egzamin? Państwo socjalistyczne w jakim żyjemy i socjalistyczny sojusz zwany UE, każą na każdym kroku robić obywatelowi to, co się urzędnikom wydumało, zamiast pozwolić na to czym obywatel może się wykazać.
Byłbym za całkowitym zlikwidowaniem biurokracji dotyczącej szkolenia i zniesieniem obowiązku składania w ośrodkach egzaminacyjnych zaświadzcenia o ukończonym kursie.
Jednocześnie trzeba zdjąć z instruktorów i kierowników OSK obowiązek upierdliwego prowadzenia biurokracji i ewidencji. Osoba która chce się szkolić, przynosi orzeczenie lekarskie które ląduje w depozycie OSK i jeździmy tyle ile trzeba. Jeżeli stawi się na egzamin wbrew opinii instruktora, to jej strata - obleje.
Czyli trzeba zreformować egzaminy, by sprawdzały one lepiej przygotowanie zdającego do samodzielnej jazdy. Jednak nie obędzie się to bez zmiany dużej części kadry egzaminatorskiej. Na przykładzie kat.A którą się zajmuję zawodowo (wyłącznie A), widzę, że z egzaminu wychodzą z wynikiem pozytywnym osoby które:
- nie potrafią odważnie i świadomie używać przeciwskrętu,
- odchylają tułów na zewnątrz zakrętu,
- hamują bez systematycznej zmiany biegów,
- stawiają nogi na jezdnię przed zatrzymaniem się motocykla,
- nie odciązają ramion podczas hamowania.
Zaś osoby przygotowane do samodzielnej bezpiecznej jazdy motocyklem potrafią "oblać" egzamin za niewłaściwy - zdaniem egzaminatora - sposób wystawiania nózki bocznej, lub hamowanie przednim hamulcem...
Podsumowując:
- jest potrzebna zmiana systemu podchodzenia do egzaminów państwowych, która w naturalny sposób pociągnie za sobą zmiany w szkoleniu (dokładne omawianie świateł w pojedzie zaczęło być realizowane przez instruktorów dopiero, gdy zaczęli wymagać tego egzaminatorzy...),
- jest potrzeba zweryfikowania egzaminatorów i wysłania w niebyt zawodowy nieprzygotowanych i z kompleksami,
- trzeba zacząć egzaminować z praktyki kandydatów na instruktorów, gdyż obecnie byle gamoń może zostać instruktorem i nikt go nie pyta czy umie jeździć.
To tyle. Tomek Kulik
www.kulikowisko.pl