mastahhh napisał(a):No właśnie, jaki był? Stary/młody, mężczyzna/kobieta, jak się wam z nim gadało itd. ).
Pierwszy instruktor(l.45),mężczyzna-ogólnie porozumienie mieliśmy dobre,tylko jego"język motoryzacyjny"nie zawsze był dla mnie zrozumiały,dopóki nie odkryłam,że robi fantastyczne rysunki motoryzacyjne....jak narysował mi skrzynię biegów,to potem stale się domagałam ,by robił rysunki. :P
Kiedy żaliłam,się że zaczynam od"zerówki",to mówił:...przecież nie czekam,na tych,co przychodzą pochwalić się,że umieją jeździć,ale nie było zbędnych pochwał,uważał,że auto należy prowadzić z gracją i tego pedantycznie się trzymał.Nie ukrywam,początki były dla mnie trudne,miałam wrażenie,że wszyscy przede mną wyjechali z Akademii....,ale i dla mnie (wreszcie) nadszedł,ten upragniony dzień,kiedy mój instruktor "dojrzał" do decyzji,że i ja mogę prowadzić auto w mieście....Zawsze woził testy,jak czegoś nie rozumiałam w ruchu drogowym,to pokazywał mi te sytuacje w testach,to nauczyło mnie praktycznego postrzegania prawa drogi,i za to szczególnie ma u mnie duży plusik.Złe emocje,tłumił w sobie,ale i tak wiedziałam,kiedy podnosiłam jemu "adrenalinkę" :oops:
Drugi instruktor(l.40),mężczyzna-mial w sobie"duży luzik",kiedy byłam spięta,na jazdach,opowiadał różne historyjki,zaczerpnięte z osobistego doświadczenia-współpracy z kursantami.Ale tak było na początku,potem powiedział,że czas egzaminu nieubłagalny i należy brać się do roboty,pogoda zresztą też czasami dała się nam nieźle we znaki.W rysunkach,zbyt mocny nie był,ale miał swoje sposoby,na sytuacje drogowe,które spędzały mi sen z powiek.Czasem mówił,"co ty ,myślisz Bejbi,że nie widzę jakiego masz galara na lewoskręcie?,tylko nie kombinuj z uczeniem się na pamięć,bo u mnie to nie przejdzie..",no a metoda jego dzialań była taka,że wielokrotnie powracałam,na trudne dla mnie skrzyżowania,i to za kazdym razem,od innej strony,a dlaczego,to już tłumaczyć nie muszę...Uważał,też ,że dobrze jest by kursanta ocenił inny instruktor,który "swoim okiem"spojrzy inaczej,co pozwoli,też jakby przygotować się do egzaminku bezstresowo,w ten sposób obywając,się z różnymi zachowaniami instruktorów :roll: Nie wiem,czy ta teza się u wszystkich sprawdza,ale było to dla mnie pozytywne doświadczenie. :wink:
I tak spędziłam,w Akademii pół roku,po czym "wyrzucona na głęboką wodę"zmierzyłam się z kolejnym instruktorem-ale już w roli Egzaminatora.
Na szczęście,te wspólne wysiłki,nie poszły na marne.
A za moimi Instruktorami,często tęsknię,szczególnie jak "źłośliwe klaksony"
:wow: ....psują mi radość prowadenia auta ,ale na szczęscie my pozostajemy nadal w przyjaznych relacjach. :wink: :wink:
Wszystko jest trudne,dopóki nie stanie się proste..
-----------
Kat. B-marzec 2007