Jechałam w nocy do szpitala i w nerwach zrobiłam chyba głupotę. Nie jestem pewna, jak się teraz zachować.
Nie znałam trasy, jechałam z nawigacją. Po drodze się pogubiłam i zawracałam na jakiejś drodze wewnętrznej. Przy cofaniu usłyszałam nietypowy dźwięk - coś jak przy jeździe po żwirze. W kamerze widziałam, że jestem blisko zaparkowanego auta, ale wydawało mi się, że nie ma kontaktu. Okolica była bardzo marnie oświetlona. Wykręciłam i pojechałam dalej. Mój błąd.
Znalazłam szpital - kilka przecznic dalej - zaparkowałam i dopiero tam, przy mocnych latarniach, przyjrzałam się tyłowi. Mam nowe auto, biały lakier i czarne elementy z bardzo miękkiego plastiku. Drugie auto było szarawo-zielonkawe. Nie znalazłam najmniejszej ryski.
W szpitalu spędziłam ok. pół godziny, po czym ruszyłam w drogę powrotną przez centrum miasta. W którymś momencie zdałam sobie sprawę, że chyba podąża za mną jakieś auto. Zrównaliśmy się na drodze, uchyliłam szybę i pan poprosił mnie o zjechanie na pobocze w sprawie szkody. Poprosiłam, żeby wyznaczył jakiś parking. Zatrzymaliśmy się niedaleko od drogi głównej.
Pan w nerwach, ale w sposób kulturalny spytał, czemu uciekłam z miejsca zdarzenia. Powiedział, że jego auto jest nieuszkodzone - i faktycznie cały zderzak pokrywała zdrowa, nieruszona warstwa zimowego pyłu - ale że to jest po prostu chamstwo. Nie próbowałam się tłumaczyć, tylko się z nim zgodziłam - faktycznie musiałam spanikować, było to zachowanie po prostu głupie. Przeprosiłam, zaoferowałam wymianę numerów telefonu, podanie numeru polisy i wspólną wizytę na policji. Pan niczego nie chciał, tylko mnie pouczył. Powiedział, że wezwał już policję, ale skoro mnie znalazł, to musi ich odwołać. Zapewnił, że nie chce żadnych danych i że nigdzie nie musimy się razem zgłaszać. Ja się naprzepraszałam i dopytywałam, czy na pewno nie uszkodziłam mu na przykład czujników parkowania. Powiedział, że nic się nie stało. I tak się rozjechaliśmy.
Sprawa nie daje mi teraz spokoju. Wina byłaby naturalnie moja i jej nie kwestionuję. Z takich mocno pobieżnych oględzin auta pana i dokładniejszych mojego wynika, że jeśli kontakt był, to musiał być minimalny. U mnie nie widać ani śladu.
Czy powinnam coś z tym zrobić? Pójść na policję i na wszelki wypadek opisać, co zaszło?