Witam,
szukam porady, taka sytuacja:
Wyjeżdzałam tyłem z miejsca parkingowego, Jzechałam już na ulicę która jest równorzędna ze skrzyżowaniem(są to drogi na terenie zakładu pracy). Ze skrzyżowania skręcał samochód w moją ulicę i kiedy już kończyłam wyjazd i byłam w całości na ulicy uderzyłam tyłem w drugie auto które właśnie skręciło w moją ulice. Dodam że wyjeżdzałam powoli, byłam odwrócona tyłem - patrzyłam w tylne okna tak aby jak najlepiej widzieć i tego auta nie zauważyłam. Kierowca auta poczatkowo przyznał że to jego wina, stwierdził że widział mnie jak cofam, ja go nie widziałam, byc może wjechał mi w tak zwany martwy punkt. Dziś mam telefon że pani chce abym wzięła winę na siebie, bo ma bardziej uszkodzone auto, no i co z tego że ja mam tylko zdarty lakier i pchnięty zderzak bo ona ma zbitą lampę. Uważam że wina jest po obu stronach, moja bo cofałam i walnęłam, nie zachowałam należytej ostrożności, ale głowy na dachu nie miałam i jej absolutnie nie widziałam. Ona bo nie zachowała należytej ostrożności i widząc mnie gdy byłam już w momencie wycofywania sktęciła w ulicę, z nadzieją że co... zniknę?
Ja aparkowałam przy budynku, ona skręcała na skrzyżowaniu w moją ulicę, jak to rozwiązać.
Dodam jeszcze że dziś ta pani twierdzi ze ona się tam zatrzymała(na skrzyzowaniu! widzac jak samochód jest w trakcie cofania) i ma świadka, jest tylko jedno ale że gdyby się zatrzymała to bym ją widziała! Ja poczułam uderzenie takie które jest w momencie kiedy ktoś w ciebie uderza, a ona mi dziś mówi że tam stała, no ciekawe.
Bardzo prodze o radę.