Z rzeczywistości:
Dzień dzisiejszy, Warszawa Rembertów. Ulica po pasie w każdą strone, kupa przejść dla pieszych ( tym jedno slabo widoczne zza autobusu), skrzyżowania, wyjazdy z posesji. Podwójna ciągła.
Na dodatek mżawka i zakręt.
W tym miejscu (oczywiście) jest przystanek. Oczywiście bez zatoczki. Stoi autobus, ja staję za nim - zamyka drzwi.
... z lewej strony śmigają kolejno sobie różne miejskie auta, w nosie mając ciągła, prawie zerową widoczność i - co mnie zawsze sierść na karku jeży - pieszych.
No tak - one są przecież bezpieczniejsze
Wybaczcie, jakoś ostatnio mi się w oczy rzuca to, że kierowcy małych, słabych samochodów maja wszystko w poważaniu. Totalnym - zaczynając od własnych umiejętności. W mocnych ten problem rozwiązuje się doprawdy szybko i czasem samoistnie.