Niedzielne popołudnie, leje jak z cebra. Usiłuję nie chlapać wodą na prawo i lewo. Wysiadłem z auta, polazłem do bankomaty, wracam do auta i chcę wsiąść... stoję tak, że mnie widać... i koleś mnie ochlapał. No to długa za nim, on zjechał na stację benzynową i pytam się szczyla, czy mnie widział i kto mi zapłaci za pranie ciuchów. On mi na to, że nie widział. Ja mu na to, ze stałem za swoim autem (jego tyłem), rzucałem się w oczy (skoro auto mam czarne a ja zieloną kurtawę...). On mi na to, ze gdzie miał patrzeć - przecież nie będzie patrzył na chodnik... ja mu na to, żeby jednak poszedł do okulisty...
Jakąś chwilę później, na osiedlu. Dalej leje, na ulicach kałurze wielkie i głębokie. Przede mną koleś parkuje swoją Grand Vitarę, tarasując cały chodnik. Pytam, dlaczego tak zaparkował - odparł, że tyklo na chwilę.... ja mu na to, czy widzi te ogromne kałuże i czy wszyscy z jego lenistwa mają skakać do wody? Znów, on tu na chwilę... no to za telefon, i na SM. Ten zaś o tym, że tu na chwilę ale w końcu podjechał kawałek dalej...
Jazda z Bytomia do Chorzowa - po co używać kierunkowskazów, że nie wspomnę o lusterkach? Test hamulców i ABS zakończony powodzeniem a pan/pani (przez jasne blond włosy średniej długiości i ostrych rysach twarzy nie wiedziałem, czy to laska czy synek). I to wielkie zdziwienie, o co mi chodzi... nie no, przecież jeszcze powinienem podziękować za zajechanie mi drogi.
Na koniec jeszcze krótka pyskówka - czyli o tym, dlaczego wyjeżdżając z miejsca parkinkowego włączyć kierunkowskaz. Przyznaję, nie widziałem świateł cofania tego BMW. Gdybym widział - wpuściłbym, bez kitu. Ale nie - nie widziałem i turlam się do bramki na parkingu a koleś podbiega do mnie i ryczy mi o kulturze jazdy, żeby wypuścić etc. Na mój argument o tym, że nie widziałem kierunkowskazu przy wyjeżdżaniu, zbluzgał mnie jeszcze bardziej...
Jeden deszczowy dzień i ludziom nagle odwaliło
