Od jakiś 3 tygodni chodzę na kurs prawa jazdy do ośrodka PZMOT.
Zdawałem już egzamin wewnętrzny oczywiście na 0 po tym egzaminie jeszcze tego samego dnia miałem 1 godzinę jazd, instruktor powiedział że zaczynamy od placu potem stopniowo ja ulicę, pojechaliśmy na jakąś pustą długą drogę kazał mi usiąść za kierownicą i jechać pojechałem kawałek i powiedział że zawracamy i jedziemy w miasto jeździłem koło 1 godzinki wszystko elegancko nawet pedałów nie dotykał byłem ucieszony myślałem że dobrze mi idzie jednak się zawiodłem na sobie


Nie chodzi tu o same prowadzenie pojazdu lecz o dynamikę, co dojadę do drogi z pierwszeństwem i muszę przepuścić samochody jadące z prawej i lewej strony to zaczyna się tragedia dosłownie zanim ogarnę kiedy jechać to 10 min bym tam stał a instruktor ciągle mówi jedz jedz jedz... gdy chcę to zrobić sprawnie to albo mi fura zgaśnie albo zrobię to tak wolno że już muszę hamować bo mi jedzie z prawej albo lewej strony... a jak mam ruszać z ręcznego to co prawda zrobię to idealnie ale tak wolno że nawet nie wiem jak to opisać fura za którą bym stał pojedzie ze 100 m zanim ja ruszę...
Instruktor miły chłop ale coś mi się zdaje że mnie robi w jajo

Dobra pojechaliśmy w miasto na najgorsze ulice jakie się da przez 2 godziny jazdy po mieście zrobiłem 2 albo ze 4 błędy dotyczące warunkowego skrętu w prawo albo w lewo na skrzyżowaniach, raz zamiast włączyć 3 bieg z 2 dałem 1... i ze 3 razy źle dawałem kierunkowskaz.
Dojechałem pod ośrodek ostro wkur... mówię instruktorowi że tragedia dziś było a on mi gada że było świetnie i dobrze jeżdżę... tu jest coś nie tak na 100% toć widzę jak robię coś źle a on mi mówi że świetnie jeżdżę.
O co tu chodzi możecie mi coś doradzić? dziś mam znowu 2 godziny jazdy pójdę i wrócę wkur...
Proszę o pomoc
Pozdrawiam