przez staszekst » wtorek 11 maja 2010, 11:56
Wczoraj obiecałem sobie, że po swojej pierwszej jeździe samochodem zarejestruję się na tym forum i podzielę wrażeniami na gorąco z debiutanckiej jazdy. Zacznijmy od początku:
Na prawko zdecydowałem się zapisać dość późno, po studiach. Wszyscy już mieli, tylko ja pozostawałem jedynym bez prawa do jazdy. Mieszkam już ze starszymi rodzicami, nie miał mnie kto nauczyć, pomóc, a jak kogoś prosiłem to nie miał czasu i mówił, nauczysz się sam (teraz wiem, że w tym była racja). Przerażony tym, że sobie nie poradzę odkładałem latami zrobienie prawka. Dziś wiem jaki byłem głupi. To moje życie, nie powinienem się przejmować uwagami innych i robić tak, by w życiu walczyć o swoje, bo za mnie nikt inny niczego nie zrobi, ani tym bardziej nie zda prawka.
Podsumowując: największą przyczyną tego, że x-lat nie zrobiłem prawka był paniczny strach, strach przed tym, że sobie nie dam rady, lub ktoś mnie wyśmieje, jak się okazało niepotrzebny, nieuzasadniony strach.
Dziś na godzinę 8 miałem zaplanowane dwie godziny pierwszej jazdy. Wczorajszy dzień był straszny. Prawie nic nie jadłem, nie mogłem spać, oglądałem TV, czytałem to forum itp. Czas leciał strasznie wolno. Z jednej strony bałem się, a z drugiej chciałem mieć to już za sobą. Z jednej strony jakaś podświadomość mówiła mi, że nie dam robie rady, a z drugiej ta sama podświadomość, że tyle ludzi zdało, które nie powinny zdać, tyle osób się nauczyło to i ja dam radę, bo na pewno nie jestem gorszy.
Instruktor spóźnił się 10 minut, co potęgowało moje nerwy. Do tego zaczęło kropić. Zatrzymał się pod moim domem, usiadłem obok niego, po czym on powiedział, że tylko zjedziemy w jakieś ustronne miejsce to od razu siadam za kółko, wcześniej powie mi tylko podstawowe rzeczy o fotelu, lusterkach itp. bo na to zwraca się uwagę w czasie egzaminu.
Zajechaliśmy obok miejscowej stacji PKP. Przesiadłem się na fotel kierowcy. Pierwszym samochodem, za którego kółkiem siedziałem był czerwony Ford Fiesta. Ustawiliśmy fotel, lusterka, krótko o biegach, pasy i w drogę. Zapytałem się jeszcze co robić, przy ruszaniu z jedynki, by nie zgasł. Instruktor powiedział: 2 tysiące obrotów, powoli puszczasz sprzęgło, trzymasz je jeszcze chwilę jak już samochód jedzie i potem noga na bok). Za pierwszym razem nie zgasł. Tego bałem się najbardziej. Od razu wczułem się w kierownicę, pokonałem prostu łuk, powoli 30 dziur w drodze i bez problemów wbiłem dwójkę. Po przejechaniu 0,5 kilometra dojechaliśmy do końca drogi. Zawróciłem podświadomie na trzy (bez kierunkowskazu) i wracaliśmy tą drogą. Dojechaliśmy do głównego skrzyżowania i główną drogą dalej. Wtedy mi pierwszy raz zgasł, bo hamowałem nie wciskając na sprzęgło (to się chyba nazywa zaduszenie samochodu).
Instruktor od razu powiedział, że tym nie ma się co przejmować, że tak będzie często i pewnie się nauczę z czasem. Powiedział, co zrobiłem źle i ruszyliśmy. W całej 2-godzinnej jeździe samochód zgasł mi może 3 razy, ale nigdy jak ruszałem. Nawet nie podrywał itp. Tego tak się bałem, a to wypadło najlepiej.
Cała jazda odbywała się między wioskami, gdzie głównie jest spokój choć kilkanaście aut i autobusów wyminąłem, pieszych ominąłem, a jednego rowerzystę nawet wyprzedziłem (na końcu jechałem przez rondo i drogę krajową o bardzo dużym ruchu). Rozwinąłem magiczną prędkość 90kmh.
Od razu dobrze wychodziło mi wchodzenie w łuki. Bezproblemowo też zmieniałem biegi. W mieście gminnym jadąc drogą wojewódzką zobaczyłem w oddali na przejściu młodą dziewczynę (ok. 18 lat). Pomyślałem sobie, że sprawdzę, jak idzie mi zatrzymywanie się przed przejściami. Reakcja była za późno, bo lekko wjechałem na przejście, zgasł mi samochód, ale owa dziewczyna uśmiechnęła się, przeszłą bezpiecznie i to było najważniejsze. Chyba doceniła to, że nie musiałem, bo dochodziła dopiero do przejścia, ale chciałem się zatrzymać. Następne przejście przed rondem było już bardzo dobrze wykonane: zatrzymałem się przed pasami (przechodziła taka starsza Pani), potem przed wjazdem na rondo.
Z kolei, gdy jechałem przy zakazie 30km/h na dystansie około 500 metrów to widziałem jak po kolei wszyscy mnie wyprzedzają. Od razu pomyślałem sobie, że ludzie szybko zapominają jak to jest być kursantem nie mówiąc o tym, że przepisy ruchu drogowego mieli w poważaniu.
Ostatecznie udało mi się cało wrócić pod dom, nie uszkodziłem samochodu, instruktor był cały i zdrowy. Praktycznie całą jazdę rozmawialiśmy, było zabawnie, głównie dlatego, że instruktor pochodził z mojego miejsca zamieszkania.
Przede mną jeszcze wiele nauki, ale dziś wiem, że jazda samochodem to wielka frajda i przyjemność. Daleko mi jeszcze do poprawnej jazdy samochodem. Troszkę źle ustawiałem się na skrzyżowaniach, nie zawsze patrzyłem w lusterka i przy zmianie biegów rzadko, ale auto zjeżdżało mi trochę na lewo. Należy też dodać, że jeździłem ogólnie po mało skomplikowanych drogach. Mimo to jestem z siebie dumny i nie mogę doczekać się kolejnej jazdy.
Przede mną plac, wielkie miasta i pewnie duży stres i wiele źle zrobionych rzeczy, ale najgorsze już za mną. Wsiadłem pierwszy raz do samochodu, przejechałem około 70 kilometrów i było super. Pokonałem strach i zwyciężyłem siebie.
Jestem tym szczęśliwcem, że jeśli uda mi się zdać (a na pewno się uda) to czeka na mnie autko, na które odkładałem bite dwa lata. Zacznę spełniać marzenia, założę firmę i przewiozę samochodem moich rodziców. To dzięki temu, że wreszcie się odważyłem. Moje marzenia się spełnią.
Dlatego jeśli masz obawy, inni nie wierzą w Ciebie, boisz się pierwszej jazdy to pamiętaj o kilku podstawowych zasadach.
- Nikt tak, jak Ty nie wykorzysta Twojego potencjału.
- Twój los leży w Twoich rękach.
- Nikt za Ciebie nie zrobi prawa jazdy.
- Na kursie jest cała lawina osób, które mają po raz pierwszy styczność z samochodem. To żaden wstyd czegoś nie wiedzieć. Skoro one się odważyły i dały radę, Ty też dasz radę. Instruktorzy uczą od podstaw i są już tak wyczuleni, że nic ich nie zdziwi, ani zaskoczy.
- Żadna osoba od razu nie potrafi dobrze jeździć samochodem. To prawda, że wiele osób traktuje eLkę na drodze, jako zło konieczne, ale z drugiej strony cała masa kierowców zachowuje się bardzo w porządku: zjedzie do boku, zachowa odstęp, poczeka na skrzyżowaniu.
Rację mają Ci, którzy mówią, że pierwszą jazdę pamięta się do końca życia i co by nie było, zawsze się ją mile wspomina. Bo pokonuje się najgorszą przeszkodę. Najgorzej jest zacząć. Reszta przyjdzie sama o odpowiedniej porze.
P.S
Dodam, że przed swoją jazdą wiele, naprawdę wiele czytałem. Miałem między innymi 300-stronicową instrukcję obsługi Toyoty Yaris. Wprawdzie ten samochód trochę inaczej wyglądał niż Ford Fiesta, ale dzięki temu, że przeczytałem instrukcję 2-razy dowiedziałem się wielu cennych informacji o prowadzeniu samochodu, wirtualnie nauczyłem się na pamięć skrzyni biegów, wirtualnie ćwiczyłem zmianę biegów. Czytałem fora, strony internetowe i uważam, że dość dobrze nauczyłem się przepisów ruchu drogowego. To naprawdę pomogło. Dodam, też, że jednak praktyka uczy najwięcej i jest dużo lepsza niżeli sucha teoria.
Powodzenia...