przez Khay » piątek 30 maja 2008, 07:17
O, jaki fajowy wątek... :)
Pierwszy raz po odebraniu prawka jechałem z kuzynem żony - świetny facet, nie gada głupot, tylko pilnuje, by młody kierowca głupoty nie popełnił. ;) Pierwsza trasa to do stacji kontroli, bo się badanka kończyły Toyotce. A stamtąd - na Modlińską, później troszkę kręcenia się po jakichś bocznych uliczkach, na koniec zaś - na most Grota i w stronę trasy na Gdańsk (to na wypadek jakbym rodzinkę miał wieźć w "nasze" regiony). Wpadki były dwie, zmiana pasa bez odpowiedniej sygnalizacji i upewnienia się o możliwości (się dałem zaskoczyć informacją, że tu skręcamy, więc zacząłem skręcać...), druga zaś to próba ruszenia na podjeździe na most (dość stromy) z dwójki. :P Na szczęście kuzyn szarpnął ręczny i nie wylądowałem na przedzie autka za mną...
Druga jazda to już całkowicie samodzielna, też bez przygód się nie obyło. No, ale była okazja by sprawdzić silnik autka i wbić wreszcie piąty bieg (swoją drogą to dziwne uczucie, jeździć prawie cały czas na trójce, bo czwórka ekonomiczna się robi dopiero około 70 kmh). Podsumowując przygody: Trzy zgaśnięcia przy zawracaniu używając podjazdu przez kompletny brak wyczucia sprzęgła, lekka nerwowość wywołana rosnącymi sznurami aut po obu stronach drogi, nieco wstydu przez wzgląd na własną nieudolność... Mina gościa, który postanowił poczekać aż zawrócę, choć wolałem, by mnie jednak minął, a później czekać musiał ze wszystkich najdłużej - bezcenna... ;)
Od tamtej pory było już tylko lepiej. Ale jednak jeżdżenie samemu ma zupełnie inny smak... I tak naprawdę to dopiero teraz czuję, że uczę się jeździć. ;)
Pozdrawiam
Khay