Dzisiaj nareszcie udało mi się zdać, za szóstym razem xD Zanim zdałam, czytałam posty na tym forum; podniosły mnie na duchu i pomogły niekiedy:) Więc też się podzielę swoim doświadczeniem, a nuż się komuś przyda.
Moje doświadczenie co do jazdy na mieście nie jest w sumie zbyt wielkie, bo aż cztery razy oblałam na łuku. A było to tak:
Podczas pierwszego egzaminu moim egzaminatorem była kobieta, nie pamiętam imienia. Mówiła bardzo cicho i jakby do siebie, bardzo "oficjalnym" tonem, więc trochę mnie to zestresowało xD Pamiętam że miałam sprawdzić poziom oleju i się zdziwiła jak jej powiedziałam, że zamierzam wyciągnąć bagnet i to sprawdzić, powiedziała, że muszę tylko opowiedzieć, jak to się robi xD Więc dla tych co jeszcze nie wiedzą: wystarczy opowiedzieć, nie trzeba demonstrować
Potem jechałam do przodu na łuku, i podczas wycofywania puściłam na moment hamulec i to był błąd - auto potoczyło się na pachołek a przodu
Cóż, słyszałam legendy o straszliwym pochyleniu na łuku w Kato, ale nie przejęłam się nimi zbytnio (mój instruktor też kazał się tym nie przejmować, mówił, że nie trzeba używać ręcznego itd). No i ta babka się mnie pyta, czemu nie użyłam ręcznego, że gdybym użyła, to by nie było problemu, że żyjemy na Śląsku, na którym teren jest pochyły i trzeba używać ręcznego, itd itp. No trudno, myślę sobie, następnym razem będę pamiętać o tej nierówności.
Na dodatkowych jazdach przed kolejnym egzaminem ćwiczyłam z moim instruktorem takie właśnie ruszanie bez ręcznego na niewielkim wzniesieniu, do przodu i do tyłu. Facet upierał się, że na łuku serio ręcznego nie trzeba używać, kiedy wiem, jak ruszać na pół-sprzęgle. I miał rację, bo sama ta czynność zaciągania i opuszczania hamulca dodatkowo dekoncentruje, zwłaszcza w stresie (przynajmniej mnie). Więc po prostu puszczam powoli sprzęgło i czekam aż auto się zacznie trząść, nabierać mocy, i dopiero wtedy powolutku puszczam hamulec. I to serio wystarczy na tym wzniesieniu na łuku, nie trzeba się ręcznym przejmować
Ale watro sobie to wcześniej poćwiczyć na jakiejś małej górce.
Drugie podejście to była totalna porażka. Egzaminator był kompletnym przeciwieństwem tamtej babki - uśmiechnięty, wyluzowany facet, około 50-60 lat. Mówił do mnie zdrobniale, trochę dowcipkował i próbował rozluźnić atmosferę. Ale zrobiłam najdurniejszy błąd świata: przy ruszaniu zapomniałam wrzucić jedynki. Opuściłam ręczny, dodałam gazu, i auto zamiast do przodu pojechało do tyłu na pachołek. Koniec egzaminu. Było mi tak strasznie głupio, i ten gostek chyba też był w szoku. Nie mam pojęcia, jak mogłam być tak głupia żeby jedynki nie wrzucić. Stres, stres, stres...
Trzecia próba, i znowu łuk. Nie pamiętam nawet egzaminatora, pamiętam tylko, że pojechałam do przodu na łuku, tym razem auto mi się nie stoczyło, bo ruszyłam na pół-sprzęgle, ale przy cofaniu źle obrałam skręt i samochód tyknął pachołek. Koniec.
Przed czwartą próbą tłukłam łuk do upadłego na jazdach, tak, ze już potem mogłam zamknąć oczy i nie dotknąć pachołka podczas skrętu. Druga tyczka znika za lusterkiem, jeden cały pełny obrót kierownicą i auto nie ma prawa jechać źle.
Byłam już spokojna co do łuku i na egzaminie nareszcie mi się udało go przejechać. Szczerze, to byłam w takiej głupkowatej euforii, że potem zrobiłam same błędy. Na górce spoko, tylko trochę za dużo dodałam gazu, za to przy wyjeździe z wordu zapomniałam, że tam jest oddzielny pas do włączania się do ruchu i przejechałam przez ciągłą linię. Na rondzie koło IBM-u musiałam zawrócić (to akurat pamiętałam, że trzeba zmienić pas na lewy, po prawy jest tylko dla pracowników tego budynku), potem przez skrzyżowanie prosto i na kolejnym rondzie też musiałam zawrócić i po zawróceniu od razu skręcić w prawo. Tam jest oddzielny pas i oddzielne światła do skrętu w prawo, i tuż przed tymi światłami linia jest przerywana, żeby z pasa środkowego zjechać na ten prawy. A ja, głupia, wepchałam się na ten pas wcześniej, przejechałam przez ciągłą i wymusiłam pierwszeństwo. Koniec. Ale przynajmniej wyjechałam na miasto, yeah!
Piąta próba. Pojechałam na łuku do przodu, cofałam na pół-sprzęgle, ale to sprzęgło było bardzo "twarde", ciężko się je wciskało. Za słabo je przytrzymałam i silnik zgasł. Poprosiłam o ponowne podstawienie samochodu, i znów silnik zgasł, tym razem przy ruszaniu. To sprzęgło serio było dziwne xD
No, i w końcu, szóste podejście. Na łuku podczas cofania podobna sytuacja, tyle że silnik nie zgasł, ale samochód na chwilę się zatrzymał - "utracenie płynności jazdy". Powtórzyłam podejście i tym razem się udało, po prostu to sprzęgło znowu było inne i trzeba było je wyczuć. Górka też spoko, co prawda ruszyłam z piskiem opon, ale facet nic nie powiedział, więc luzik.
Potem niespodzianka - na tylną kanapę dosiadł się kolejny gostek, pan Instruktor Nadzorujący, Przedstawił się i powiedział że będzie nadzorować. Super, myślę sobie, jeszcze więcej stresu, dokładnie tego mi brakowało! xD Ale pan Nadzorujący nic nie mówił całą drogę, więc po jakimś czasie o nim zapomniałam.
Wyjechałam z wordu przez stację, tym razem pięknie, z pasa do włączania, nie musiałam nikomu ustępować. Potem to samo, zawracanie na rondzie przy IBM-ie, tylko tym razem pojechałam z powrotem Francuską na górę, i tam koło Lotosu skręciłam w prawo. Resztę jazdy pamiętam jak przez mgłe: na parkingu musiałam zaparkować prostopadle, ale zapomniałam włączyć migacza. Potem w innym miejscu mogłam to powtórzyć i już tym razem włączyłam migacz. Na Muchowcu musiałam się rozpędzić do 50km/h i zatrzymać przy latarni a potem zawrócić w bramie, to też spoko. Raz jak z podporządkowanej wjeżdżałam na drogę z pierwszeństwem to się obejrzałam w lewo, ale nie w prawo i gostek się zapytał, czy sprawdziłam prawą stronę. Ja mu na to, że tak, kątem oka xD On na to, ze powinnam sprawdzić dokładniej, bo jakby coś tam jechało to by było wymuszenie, i zaliczył mi o jako pół błędu. Miałam szczęście głupka, bo droga akurat była pusta.
Potem jeszcze była sytuacja, że jechałam jednokierunkową, i nagle z naprzeciwka, pod prąd zaczęła na mnie jechać ciężarówka. Na szczęście skręciła przede mną w boczną drogę, ale kiedy potem ja miałam skręcać w lewo i włączać się do ruchu, zapomniałam, że jestem na jednokierunkowej i ustawiłam się z prawej strony, a nie z lewej. Facet mi mówi, że to kolejny błąd, ja mu na to, że ciężarówka mnie zmyliła, a on na to, że nie możemy usprawiedliwiać swoich błędów błędami innych. No miał facet rację.
Potem jeszcze jechałam koło Trzech Stawów, musiałam zawracać na tym rondzie na dole, parę innych skrzyżowań na których musiałam ustąpić pierwszeństwa i nagle już byłam koło wordu. Kazał mi zjechać tym tylnym wjazdem gdzie jest ta stroma górka. Zaparkowałam strasznie krzywo, ale kazał mi to już zostawić, wyjaśnił mi jeszcze raz wszystkie błędy, zaznaczył, że miałam słabą dynamikę jazdy i dostosowywanie biegów do prędkości, ale żaden błąd się nie powtórzył, więc mi to zaliczy, aczkolwiek jazda była dość marna. Potem Nadzorujący tylko powtórzył słowa egzaminatora, obaj mi życzyli powodzenia i koniec. Zdałam.
Okej, przyznaję: nie była to moja najlepsza jazda, ale zważywszy na poziom stresu i dwóch instruktorów w samochodzie, chyba nie mogłam zrobić tego lepiej. Podczas jazdy co chwilę miałam wrażenie że egzaminator zaraz mnie obleje, i odczuwałam ulgę, kiedy kazał mi jechać dalej. Jechałam bardzo krótko, około 30 minut, i w ogóle nie jeździłam po centrum Kato; tylko okolice Wordu, Muchowca i Trzech Stawów (co też mnie zdziwiło, myślałam, że będę jechać po drodze ekspresowej, a tu nic). Nie miałam też parkowania równoległego, co mnie akurat cieszy:) No i też zdawałam o dość fajnej godzinie, bo o 12.30, więc ruch był niewielki.
Podsumowując: miałam wielkie szczęście, że udało mi się zdać ten egzamin. Wydaje mi się, że gdyby egzaminator chciał, to mógłby mnie spoko oblać, ale tego nie zrobił; chyba obaj chcieli, żebym zdała. Życzę Wam też takiego szczęścia podczas egzaminu!
I jeszcze jedno: wiem, że to zabrzmi banalnie, i że pewnie słyszeliście to milion razy, ale NIE STRESUJCIE SIĘ. Wiem, łatwo mi to mówić, bo mam to juz za sobą, ale większość tych poprzednich błędów na łuku które zrobiłam to była wina stresu, nie braku umiejętności. Na jazdach z moim instruktorem wszystko szło super, po czym na egzaminie robiłam głupie błędy, właśnie ze stresu. Ale przed tym ostatnim egzaminem coś się jednak zmieniło; dalej się stresowałam, ale stres nie przyćmił mi umysłu, potrafiłam się skupić. I może też dzięki temu jakoś się udało. Głowa do góry, uśmiech i skupienie! Życzę Wam powodzenia, i gratuluję wszystkim, którzy przeczytali tę powieść:) Mam nadzieję, że dla kogoś okaże się pomocna:>