przez ewcia77 » czwartek 29 kwietnia 2010, 22:57
Też muszę się podzielić swoimi wrażeniami.
I egzamin - niezdany (na łuku walnęłam w trzeci pachołek)
II egzamin - niezdany (na łuku, przy jeździe do tyłu zatrzymałam się za wcześnie i mi trochę z przodu wystawał samochód, a była to druga próba)
III egzamin - dzisiaj, łuk zrobiłam idealnie. Poprosiłam egzaminatora, żeby pozwolił mi wybrać łuk. Chciałam ten pierwszy z brzegu. Trochę pomarudził, że on wybiera ten, który jest wolny, a ja mu na to, że miałam przykre doświadczenia i bardzo grzecznie proszę. Więc się zgodził i poczekał na wolny łuk. Po raz pierwszy udało mi się wyjechać z placu, ale zaraz mi mina zrzedła. Jechałam z Word-u w prawo, a potem na stopie w lewo i tak sobie jadę. On mi zaczął narzekać, że za dużo gazu dodaję i że to jest błędne. Ok, zgadzam się z nim, ale na jazdach z instruktorem to mi się nie zdarzało. Potem miałam przejście dla pieszych i światło w ostatniej chwili z zielonego zmieniło się na żółte, no to ja patrzę w lusterko, a za mną autobus. Przez myśl mi przeszło przejedź dalej, ale że jechałam 40 no to zdążyłam zahamować i to było dosyć gwałtowne. Jak się zaczął drzeć na mnie, że co ja wyprawiam, że autobus mógłby wjechać itd. Ja mu na to, żeby na mnie nie krzyczał. Zaczął się tłumaczyć, że tylko podniósł ton. Myślałam, że obleję ale kazał jechać dalej. Potem już było tylko gorzej. Ciągle się na mnie wydzierał. Jak dojechałam do ustąp pierwszeństwa to za bardzo zwolniłam i się zatrzymałam a on że to nie jest stop i dlaczego się zatrzymuję i cała litania. Potem na drodze stała ciężarówka na awaryjnych a tu podwójna ciągła. Nie miałam wcześniej takich sytuacji i pytam się go, bo wiem że nie mogę przekroczyć. Na początku myślałam, że ten ciężarowy tylko na chwilę się zatrzymał, a ten mi wyjeżdża że to są szczyty, że jestem niepoważna i czy potrafię fruwać. Ominęłam więc tą ciężarówkę łamiąc przepisy drogowe, bo inaczej się nie dało. Przejechałam parkowania, zawracania w bramie, zawracanie na raz, na rondzie, bezpieczne zatrzymanie itd, aż dojechałam do takiego dużego skrzyżowania, gdzie na przeciwko był krzyż, nie pamiętam jaka to ulica. Słońce mi za bardzo przyświeciło i z tych nerwów nie zauważyłam sygnalizatora z czerwonym światłem i koniec egzaminu w 40 minucie. Egzaminator mi jeszcze wypominał, że jak da palec do my chcemy całą rękę i wogóle chciał mi udowodnić, że jestem do kitu. Na jazdach z instruktorem nigdy się tak nie czułam. Chociaż był wymagający to opanowałam jazdę bardzo dobrze. Nigdy na mnie nie wrzeszczał i szło mi super. Teraz nagle okazuje się, że jednak nie idzie tak łatwo, jak ktoś nad uchem ciągle nadaje. Mam dosyć tych starych dziadów, który nie dość że zarabiają na naszych nerwach i kasie, to nie potrafią być chociaż odrobinę uprzejmi i traktują nas jak zło konieczne. Ktoś powinien z tym zrobić porządek. Będę próbować dalej, chociaż muszę najpierw wykupić 5 godzin jazd, żeby zapisać się na IV termin. Może w końcu mi się uda.
Zdałam za V razem. O IV nie wspomnę, bo zahaczyłam o krawężnik przy zawracaniu w bramie zaraz jak się jedzie z ośrodka w prawo, na stopie w prawo i potem w lewo za przejazdem kolejowym, pierwsza brama po prawej. Szkoda gadać.
13 września trafiłam wreszcie na bardzo kulturalnego egzaminatora. Jak już wiele osób stwierdziło dużo zależy od zachowania egzaminatora. Przez całą drogę byłam zdenerwowana, ale maksymalnie skupiłam się na poleceniach i jeździe. Z ośrodka w lewo, potem w prawo, bezpieczne zatrzymanie na wysokości krzaku, zawracanie na trzy i potem na lewo koło ośrodka, na stopie w lewo i dalej drogą z pierwszeństwem, potem już nie wiem jaka była kolejność. Wiem, że przejeżdżałam przez skrzyżowanie na Wielopolu i tam skręcałam na światłach w lewo, potem wjazd na drogę jednokierunkową, skręcanie w lewo, parkowanie prostopadłe na osiedlu, cztery razy po rondach w różne strony, droga o prędkości 70 km/h. Byłam też koło elektrowni i potem wracałam tą samą drogą, którą jechałam z ośrodka. Pan egzaminator był bardzo grzeczny, nawet gwizdał sobie po drodze a jak przyjechaliśmy i usłyszałam, że zdałam to była najwspanialsza chwila. Teraz już jeżdżę własnym samochodem i to jest najtrudniejszy egzamin.
Jeśli mam komuś dać radę to tylko i wyłącznie nie poddawać się i nie rezygnować. Nerwy są zawsze i nie ma złotego środka, próba głębokich oddechów działa, ale na chwilę. Jeśli ktoś ma braki i za bardzo się boi wykonywać jakiś manewrów to radzę dużo ćwiczyć, bo potem to wychodzi, jak nie na egzaminie to już jak się jeździ samemu. Trzymam kciuki!
Ostatnio zmieniony środa 13 października 2010, 10:34 przez
ewcia77, łącznie zmieniany 1 raz