przez kate wawa » piątek 29 stycznia 2010, 23:22
WORD Okęcie (ul. Radarowa, Warszawa)
Mam 28 lat, w swoim życiu miałam różne egzaminy, ale tylko ten wzbudził we mnie tak wielki strach, choć jak się okazało miał wieeeelkie oczy...i nic poza tym. Po długim czasie namawiania i wysłuchiwania od męża, jak to ważne i potrzebne jest prawo jazdy, postanowiłam je w końcu zrobić, będę niezależna- to mnie zmobilizowało...tak więc zapisałam się na kurs do CSK Alfa, teoria, później jazdy szkoleniowe, bardzo łatwo, przyjemnie, sympatycznie, nabrałam ochoty na prowadzenie samochodu, choć jeszcze pół roku wcześniej zarzekałam się, że nie chcę o kursie nic słyszeć...Miałam bardzo fajnego, rzetelnego i dobrze uczącego instruktora-Kamila- tak naprawdę, technikę prowadzenia samochodu miałam od początku na dobrym poziomie, miałam się nauczyć poruszania po warszawskich drogach, w różnych warunkach, wszystko pięknie, ładnie...Nie obejrzałam się a minęło dwa miesiące, kurs się skończył (za czym szybko zatęskniłam), więc trzeba było zapisać się na egzamin. postanowiłam że bezpieczniej i lepiej dla moich zszarganych nerwów, będzie jak się zapiszę na teorię i praktykę oddzielnie. Zapisałam się na ostatniej jeździe, podjechałam z instruktorem, egzamin wyznaczono mi 3 dni później.
TEORIA:
Sobota 23 stycznia 2009, godzina 10.00 Zaliczony, zero błędów, jako pierwsza opuściłam salę po 4 minutach od rozpoczęcia egzaminu. Potem czekanie na jego zakończenie, aż wyniki dotrą do pań w okienku, no a następnie zapisałam się na pierwszy możliwy termin 29 stycznia, godzina 17.00...............największe korki na Hynka i nie tylko, ale zaryzykowałam, nie chciałam czekać nie wiadomo na kiedy, chciałam mieć to jak najszybciej z głowy.
PRAKTYKA:
Czas trwania:17.20-18.22
Tak więc, egzamin na godzinę 17stą, a na 15.30 miałam umówioną dodatkową godzinę jazdy, żeby po prawie dwóch tygodniach nie wsiadać do samochodu egzaminacyjnego z 'ulicy', i chyba dobrze mi to zrobiło, poprosiłam instruktora o 6cio biegową, i taką też przyjechał...jechało mi się fatalnie, pomyślałam sobie, że jak tak ma wyglądać moja jazda na egzaminie to mogę zapomnieć o zdaniu dzisiaj....dzisiaj znowu sypnęło, parkingi zaśnieżone, ruch duży, o sobie myślę, to się będzie działo, bałam się strasznie placu, bo naczytałam się przez ostatni tydzień forów, jak to opisywano różne historie z placu manewrowego, zaczęłam się panicznie bać łuku i górki, co wychodziło mi bezbłędnie na kursie...ale wiadomo stres wziął górę...tak więc, rozstałam się z Kamilem o 16.30, więc do rozpoczęcia losowania ludzi z mojej grupy miałam 30 min, a kiedy ja wejdę tego nikt nie wie....trochę się pokręciłam po ośrodku, słuchałam jak wywołują parę osób, zdążyłam zadzwonić do męża ponarzekać na to jak mi się okropnie jechało, patrzyłam przez szybę jak idą kursanci na plac manewrowy jak na ścięcie, i na tych, którzy, to już na fotelu pasażera wracali do Ośrodka, zwróciłam (nie wiem czemu) uwagę na jednego egzaminatora, jedzącego kanapkę, przemknęło mi przez myśl: "O nie, on na pewno będzie jeździł ze mną", ale po chwili skupiłam swoja uwagę na ciastku, które ledwo przełknęłam, nie jadłam nic od śniadania, więc warto było coś przekąsić... marzyłam tylko o tym, żeby najpierw pchnąć plac, a potem martwić się miastem, o ile w ogóle uda mi się wyjechać....
Parę minut po 17stej wyczytują mnie, czułam, zanim powiedział nazwisko, że to będę ja- pierwsza z grupy. Poszłam, czekam przed drzwiami, z których miał wyjść egzaminator, po chwili wychodzi, to ON, to ten, który jadł kanapkę, no nic, zobaczę jak pierwsze 'koty za płoty', ale on, 'dzień dobry, dowód poproszę', coś tam zagadał, ze zdjęcie faktycznie zgadza się z osobą przed nim stojącą i takie tam...poszliśmy, przedstawił się, pan T.Ż.( wiek ok 50, może więcej) widział, że się denerwuję, to zagadał coś o żonie, i zwracał się do mnie pani Kasiu:) Pomyślałam, ze może źle nie trafiłam, nie zapowiada się makabrycznie, wybrał samochód, inny niż wszystkie eLki, wsiadłam do ciemnej Toyoty...6cio biegowej, za którą nie przepadam. Pominę te info o przedstawianiu się itp, wylosowano dla mnie płyn hamulcowy+ światło cofania...wykonałam, dalej fotel, lusterka itp, no i kazał wjechać na ostatni (lewy) tor do łuku, wtedy już przestałam myśleć, o tym co czytałam na forach, że słupki się mylą, że nie pozwala patrzeć w lusterka, więc wjechałam przodem, stop, cofanie, liczę słupki, żaden problem, nic się nie myli, widzę swoje dokładnie....jadę, korygując trochę tor na prostej, wydawało mi się ze zaraz wyjadę poza linię...zatrzymanie w kopercie STOP, powiedział, ze dobrze, teraz górka, też bez problemu, no i w tym momencie się przeraziła, wyjeżdżam na miasto, a tak mi dziś źle szło...wyjechaliśmy w Radarową, progi, ograniczenie, potem w lewo na równorzędnym, i w al.Krakowską, do ronda, zawracanie, na szczęście ruch nie był już duży, przejechałam, później już ulic nie pamiętam po kolei, ale trasa nie była trudna, naprawdę, dał mi łatwą trasę, kłopot zaczął się z parkowaniem prostopadłym przodem, wszystkie parkingi zasypane po kolana, a on mi każe wjeżdżać, ale miło się zwraca "pani Kasiu, spokojnie", przy wyjeździe miałam problem, zgasł...ten cholerny śnieg, powiedział, żebym się nie denerwowała, odkręciła szybę, odetchnęła i spróbowała jeszcze raz, gdzie indziej, parę metrów dalej, poszło już lepiej, ale nie idealnie, i to było jedyne parkowanie, wtedy przez chwilę myślałam, że będzie kazał się przesiąść, fakt, przyznam się, źle mi się jechało...gdybym była na jego miejscu, ten egzamin nie skończył by się tak, jak 30 minut później, pokręciliśmy się po trasie egzaminacyjnej, dużo lewoskrętów, trochę przechodniów na przejściach, ale ogólnie zwrócił mi raz uwagę, ze za szybko (nie przekraczając dozwolonej prędkości) zjeżdżam ze wzniesienia, nie wiedziałam, że za nim będzie sznur samochodów, a na to właśnie babka na kursie zwracała uwagę...no nic, potem ulice mi się pomieszały, więc nie pamiętam, w końcu wjechaliśmy w Żwirki-myślę sobie, wracamy do WORDu,ale załamana, bo na 100% powie, że nie zdałam... trochę postaliśmy w korku na Hynka i wjechaliśmy do WORDu, kazał zaparkować, i powiedział, ze po przeanalizowaniu, egzamin zdany z wynikiem POZYTYWNYM,ale z dozą tolerancji, ja mu mówię, że wiem, że dziś nie było zbyt dobrze, i łzy mi napływają do oczu, patrzę na niego, prosto w oczy i nie wierzę...wychodząc z samochodu zapomniałabym szalika, wróciłam się po niego, no i wracamy, ja mu mówię, że jestem w szoku, bo tak źle jak dziś, jeszcze nie zdarzyło mi się jechać, i że to co piszą na forach o egzaminatorach- katach, w moim przypadku się nie sprawdziło, i że to była przyjemność z nim jechać, podziękował i.......zapytał w drodze powrotnej, jakich perfum używam, bo bardzo ładnie pachnę, i że jestem taką młoda, sympatyczną osobą (szkoda, ze nie wie jaka jestem na co dzień) ja mówię mu, jakich używam, gdzie i za ile kupiłam, on notuje nazwę (pewnie dla zony chce zakupić) i podkreśla jaki to niesamowicie EROTYCZNY zapach jest;), tak więc mnie się miło zrobiło, chwila uśmiechów, pan podał mi pierwszy rękę na do widzenia i się pożegnaliśmy, życząc sobie miłego wieczoru.Ja nadal nie dowierzam, ale idę zadowolona do budynku wykonać telefon do męża, żeby mnie odebrał, no i z podziękowaniami dla mojego instruktora....tak więc, tylko czekać na odbiór dokumentu:)
Ale przyznam, strach, zdenerwowanie i suchość w ustach miałam do samego końca. Choć jak piszę, cieszę się, że trafiłam na pana T:)
Ostatnio zmieniony poniedziałek 01 lutego 2010, 15:24 przez
kate wawa, łącznie zmieniany 1 raz
29.01.2010 Prawo Jazdy zdobyte!