przez Kamelka » piątek 08 maja 2009, 22:17
Data 08.05.09
Godz. 7.00
WORD: Radarowa
Podejście: w sumie 9, po długiej przerwie 5
Wynik: POZYTYWNY!!!!
I może się ktoś śmiać, że tyle razy podchodziłam do egzaminu... Ale jeździłam z wieloma instruktorami, i każdy mówił, że nie widzi najmniejszych błędów... Pierwsze 5 razy oblałam na łuku - nie mogłam opanować drżenia nogi na sprzęgle. Kolejne 3 razy - już na mieście - powodów wiele, ale podstawowy - stres. Jeden z egzaminatorów wprost wysłał mnie do psychologa.
A tym razem - Victoria!!! Stres, owszem, był. Noga jak zając, ręce jak u pijaka, ale do tego niesamowity egzaminator. Drobniutki Pan po pięćdziesiątce, nazwiska nie usłyszałam, bo siedział w samochodzie i się przedstawiał do kamery, a ja akurat szamotałam się z kurtką na zewnątrz.
Jeszcze zanim doszliśmy do samochodu, napomknęłam coś o pogodzie, że Dzień Zwycięstwa dzisiaj... " No może będzie, tylko nie wolno przejeżdżać na czerwonym, zatrzymywać sie na znaku Stop, nie wymuszać pierwszeństwa..." Dobrze wróży. "Proszę się nie denerwować, spokojnie, pani się cała trzęsie". Bardzo śmieszne, to akurat ślepy by zauważył. Z wrażenia zapomniałam, jak się nazywa takie małe, czerwone światełko z tyłu (przeciwgmielne, ale to sobie przypomniałam później)
Łuk, jak zwykle od ostatnich 4 razy, bezbłędnie, na zakręcie na lusterka, później przez szybę, zero "małpy", bo nie działa. Górka bez zarzutu, wyjazd.
Oczywiście w Radarową, na pierwszym skrzyżowaniu w lewo i tu Zonk - prosto przez następne skrzyżowanie. A tam targowisko, pieszych i rowerzystów od cholery, samochody zaparkowane jak chcą... Kierowca by sobie poradził, a taki biedny egzaminowany... O kierunkowskazach trzeba pamiętać przy każdym omijaniu, przepuszczać kogo się da... Kawałeczek dalej, za targowiskiem zawracanie z użyciem, i z powrotem do piekła. I nagle polecenie - prostopadle w prawo. Ups, w miejscu wskazanym brama. No dobra, to dalej. No dobra, wedle życzenia. Zaliczone. Po 20 minutach tej jazdy byłam spocona jak mysz. Zgasł mi parę razy, ale zawsze przy ruszaniu spod świateł. A potem Zonk - słynna jednokierunkowa Mołdawska z przedłużoną podwójną ciągłą - na wprost mnie kaplica, myślę sobie - kaplica. A polecenie - w prawo! Szok! tą ulicą jechaliśmy dwa razy, i zawsze w prawo. Dalej trasy nie pamiętam, bo byłam w szoku. Zawracałam na rondzie 2 razy, raz mi jeden gamoń wymusił pierwszeństwo, to się egzaminator na szybie zatrzymał, ale nic nie powiedział. Raz mi autobus zmieniał pas przede mną i za wcześnie wjechał, egzaminator na hamulec, ale byłam szybsza :).
Na ostatnim egzaminie (nie opisywałam go, bo szkoda słów), egzaminator zarzucił mi, że dwa razy nie wrzuciłam kierunkowskazu, i zgasł mi 6 razy.
I to dowodzi, że egzaminowany nie ma żadnego wpływu na wynik egzaminu. Moim zdaniem, dzisiaj jechałam gorzej niż poprzednio, zgasł mi tyle samo razy, kierunkowskazów nie pamiętam, ale na pewno była jakaś wpadka na tyle omijań, a wynik pozytywny.
I gdybym uświadomiła to sobie na początku, a nie zawsze doszukiwała się winy w swoich umiejętnościach, podchodziłabym do sprawy na większym luzie, wiedząc, że i tak nic na to nie poradzę.
I tym przydługim postem kończę swoją bytność w tym wątku :) Pozdrawiam cieplutko i życzę powodzenia wszystkim zdającym :spoko:
Victoria!!!