MORD Kraków, Nowohucka
17.08 10.45, pierwsze podejście
teoria spoko, bez stresu, 0 błędów. Na praktyczny czekałam chyba z godzinę, jeszcze się wtedy nie stresowałam. Wywołał mnie taki starszy niski pan, od razu popędził do samochodu, tylko spojrzał na dowód i już chciał zaczynać. Miałam omówić sprawdzanie poziomu oleju i światło cofania, oczywiście musiał mi przerwać jak omawiałam i coś tam zaczął wtrącać. Kiedy się przygotowywałam do jazdy, cały czas mnie pospieszał. Już w sumie wtedy spisałam ten egzamin na straty, no ale pojechaliśmy na łuk. Pan egzaminator kazał mi zaciągnąć ręczny, dać luz, zgasić światła i zaczął mówić na czym polega zadanie, po czym wyskoczył z auta i krzyknął żebym zaczynała. Ja już cała w stresie, że mu się spieszy więc odpalam, zgasł. No to odpalam drugi raz i jadę, gościu krzyczy, że egzamin niezaliczony i co ja wyprawiam, a ja idiotka nawet się nie zorientowałam, co było źle.. Ręcznego nie spuściłam, oto co stres robi z człowiekiem

egzamin trwał całe 10 minut, poszłam się zapisać na kolejny i w sumie jakoś strasznie mi nie było smutno, bardziej żal mi było mojej głupoty i 114 zł

06.09 12.30, drugie podejście
znów czekałam godzinę na swoją kolej, ale tym razem było warto, ponieważ moje nazwisko wywołała sympatyczna, dosyć młoda, niska pani egzaminator, uśmiechnięta, wszystko było na spokojnie. Miałam pokazać zbiornik płynu do spryskiwaczy i światła pozycyjne. Przygotowałam się do jazdy, spytała czy na pewno jestem gotowa, więc sprawdziłam jeszcze raz na głos, czy wszystko mam (FLiPS

) i pojechałyśmy na łuk. Zapytała tylko, czy znam zasady i czy mogę zaczynać. Sprawdziłam czy ręczny nie jest zaciągnięty (!), czy mam światła itd, no i pojechałam. Zaliczone za 1 razem, pojechałam na górkę. To też za 1, chociaż zagazowałam auto i lekko zaczęło śmierdzieć

Cały stres ze mnie odpadł, gdy wyjechałam już za rampę. Pojechałam w lewo na światłach, Stoczniowców, później Ofiar Dąbia, Aleja Pokoju, Francesco Nullo, Sądowa. Nie pamiętam dokładnie trasy, bo nie znam Krakowa aż tak dobrze, ale w każdym miejscu byłam wcześniej kilka razy na jazdach, więc znałam mniej więcej okolice. Na rondzie Grzegórzeckim zawracałam no i tu spieprzyłam, bo wjechałam na lewy pas przy pierwszym skręcie, mimo że nie było miejsca i tylnymi kołami stałam na torach tramwajowych, wiedziałam, że jest źle, no ale już nic nie mogłam zrobić. Kobietka nie skomentowała nic, ogólnie była bardzo rzeczowa, wydawała jasne polecenia, nie musiałam się o nic dopytywać, ale jednocześnie nie dogadywała, nawet nie wytykała żadnych błędów. Później pojechałam chyba gdzieś w okolice Sądowej, tam gdzie są ograniczenia prędkości i jednokierunkowe, tam gdzieś parkowałam prostopadle w prawo, następnie miałam znaleźć miejsce do zawrócenia również w takiej małej uliczce wąskiej, więc wykorzystałam wjazd do jakiejś firmy czy fabryki po lewej stronie

To z takich podstawowych rzeczy, moja trasa była megałatwa! Żadnych rond niekierowanych, przełączek z tramwajami, agrafek, skrzyżowań wąskich i szerokich, nawet pieszych było mało, a rowerzystów to już w ogóle. Wszystkie drogi miały jasno określone pierwszeństwo, więc trudno się było pogubić. Jedynie skręty w prawo i w lewo, no i rondo Grzegórzeckie z tych ze światłami. Jeden skręt w lewo z jednokierunkowej i coś tam poomijać musiałam. Nie zabrała mnie w żadne miejsce pułapkę, nie wydawała poleceń sprzecznych ze znakami, naprawdę nie mogę powiedzieć na tę panią złego słowa. Kiedy już byłam na tym moście blisko MORDU, pomyślałam, żeby tylko teraz nic nie spieprzyć, bo już tak blisko jestem. Zajechałyśmy spowrotem, zaparkowałam znów prostopadle po prawej, zgasiłam wszystko. Egzaminatorka zaczęła mówić o tym rondzie Grzegórzeckim, że jak tak mogłam zrobić, że przecież widziałam, że nie ma miejsca, a i tak wjechałam itd. Uznałam, że nie będę się tłumaczyć, bo po prostu nie sprawdziłam czy jest miejsce, no mój błąd. Jeszcze do jednej rzeczy się przyczepiła i mówiła to takim smutnym głosem i miała taką poważną minę, że pomyślałam, że nie zdałam. Ale jednocześnie zakrywała ręką moją kartkę z napisem WYNIK POZYTYWNY

zaczęłam piszczeć, niedowierzać no i oczywiście dziękować jej, powiedziała tylko, żebym więcej nie grzeszyła i uważała

Cały egzamin łącznie z placem trwał od 13.35 do 14.18, sprawnie i bezboleśnie

Jednym słowem idealne warunki - trasa, pogoda, egzaminatorka, natężenie ruchu, nic tylko zdawać!