Witam!
Dnia wczorajszego zdałam swój pierwszy egzamin na prawo jazdy

Radość - nie do opisania - aż polały się łzy

I szczerze mówiąc naczytałam się na forach (m.in. na tym), że szczeciński WORD to taki straszny, a egzaminatorzy to bezwzględni i zdać za pierwszym razem to graniczy z cudem... Albo ja miałam mega szczęście, albo to wszystko to przekolorowane opisy osób, przez które przemawiają negatywne emocje po oblanym egzaminie.
NIe było tak źle!!!
Miałam przyjemność być egzaminowaną przez
panią B.M.-ładna blondynka, około trzydziestki. Jak zobaczyłam kobitkę w roli swojego egzaminatora, to się trochę przestraszyłam.. Panuje pogląd, że kobieta kobietę zawsze surowiej oceni, niż facet

Ale to tylko pierwsza myśl. Później było bardzo normalnie. Kobitka spoko, zwykła, nie jakaś naburmuszona i z nosem w chmurach, grzeczna. Nie potęgowała mojego strachu ani stresu. Była normalna. I albo stwierdziła, że dobrze jeżdżę i nie będzie mnie maglować, albo po prostu nie chciała przeciągać egzaminu, bo całość trwała tylko
30 minut! Przyzwyczajona do dwugodzinnych jazd, te 30 minut minęło nie wiadomo kiedy.
Dokładnie trasy nie pamiętam, ale było to mniej więcej tak - Golisza - Komuny Paryskiej - na 1 Maja w prawo na tą jednokierunkową - Cyryla i Metodego - później nie pamiętam, ale gdzieś się kręciłyśmy w okolicach zajezdni 12stki, tam też miałam parkowanie skośne - rondo Solidarności w lewo - później nie pamiętam - na rondzie Giedroycia zawracanie - i nie wiadomo kiedy Wilcza - Rugiańska i Golisza.
Jakby była wredna, albo byłaby służbistką, to mogłaby mnie oblać, bo raz zdarzyło mi się zahamować przed pieszym na pasach w ostatniej chwili, nie zauważyłam tej babki, że ona już zrobiła krok na pasy i dałam w ostatniej mikrosekundzie po hakach, a żeby gorzej było, to ułamki sekund później zahamowała ona swoimi hamulcami. Byłam pewna, że już po frytkach, ale zachowałam zimną krew i paliłam głupa mówiąc: ale miałam szczęście! Widziała to Pani?! w ostattttniej sekundzie zahamowałam! Nooo, ale było blisko porażki! Aaaaaale fuks
I myślę sobie, jak ma mnie za to oblać to obleje, zgrywanie głupka pewnie nie pomoże.. ale i nie zaszkodzi

I słowa które padły po tym z jej ust: na następnym skrzyżowaniu zawracamy. Wtedy wiedziałam, że dała mi jeszcze szansę

I jak znalazłyśmy się już na Wilczej, to byłam pewna, że pojedziemy na to straaaszne skrzyżowanie na Stalmacha, ale kazała mi jechać w lewo.. A później w prawo... Wierzyć mi się nie chciało, że już wracamy do Wordu, a mi się udało za pierwszym razem!!! Po wyjśćiu z auta poryczałam się jak dziecko. A siostra przez telefon nie wiedziała czy mnie pocieszać czy gratulować, bo mówiłam niewyraźnie szlochając jak dziecko i połykając łzy
Mam tylko jedną radę: PATRZCIE NA ZNAKI! Patrzcie na znaki, a nic Wam nie umknie! Na egzaminie miałam oczy wokół głowy i wiedziałam, że jestem na jednokierunkowej i skręt w lewo mam wykonać z lewej strony drogi, wiedziałam, że mam na tym skrzyżowaniu pierszeństwo itd. To oczywista oczywistość, że na znaki patrzeć trzeba, ale ja na kursie nie zawsze byłam taka uważna. Jednak egzamin mnie zmobilizował

I nie róbcie z siebie ofiary, tylko z lekko podniesioną głową i uśmiechem się przedstawić i sprawiać jak najmilsze wrażenie - mniej chętnie oblewa się za jakąś mniej ważną rzecz osoby miłe i sympatyczne i usmiechnięte niż smutasy, przerażone i przekonane, że i tak nie zdadzą i tak nie zdadzą.
Zimna krew, troche aktorstwa i uśmiechu, żeby przykryć stres i zdenerwowanie, skupienie, rozglądanie się na znaki i do samego końca wiara, że MOŻE MI SIĘ UDAĆ
Trzymam kciuki za zdających!!! I za dwa tygodnie odbieram swoje upragnione prawko
