przez ewkatal » sobota 03 maja 2008, 19:41
No cóż, mi się wczoraj po raz 3. nie udało. Jeździłam 10 minut, więc opisze je dokładnie. Szkoda, bo wczoraj był dobry dzień: nieduży ruch, bo ludzie siedzą w domu, skoro już przyjechali albo wyjechali na weekend majowy tam, gdzie chcieli, słoneczko świeci spokojnie, nie jak oszalałe, nic nie pada, nic mnie nie boli... ;)
Jak jeździłam rano z instruktorem, to mijaliśmy pana egzaminatora w samochodzie nr 3 i ostrzegał mnie, że przy nim wyjeżdżać z WORDu tylko jak nie jedzie NIC, bo każdy inny manewr jest wymuszeniem, żeby nie próbować nawet wrzucać czwórki i ogólnie bardziej spokojnie niż dynamicznie. Oczywiście zawołano mnie do trójki... cieszyłam się, że przynajmniej mam jakieś pojęcie co mnie czeka. Egzaminator okazał się starszym panem z wyraźnym kompleksem Boga. Na dzień dobry kazał mi "przygotować się do jazdy" dwa razy, bo nie załapałam na początku, że mam zapiąć pasy (200 metrów po parkingu do łuku...? no ale i tak je zawsze zapinam). Powiedział, że mam robić tylko to, co on mi każe. Jakoś się specjalnie nie przywiązałam do tej myśli, co potem się okazało błędem. ;D
Obsługę zaczęłam dość luzacko od pokazania "tu znajduje się płyn do spryskiwaczy, tu olej silnikowy...", a on na mnie "To proszę pani jest silnik, a to co pani pokazuje to wlew oleju silnikowego! A tamto wlew płynu do spryskiwaczy! Co to jest to na lewo?" "Bagnet, służy on do sprawdzania poziomu oleju w silniku..." (nigdy, przenigdy nie mogę sobie w czasie obsługi przypomnieć wyrazu "wskaźnik"!) "Dlaczego wy wszyscy mówicie na ten wskaźnik "bagnet"?! To nie jest żaden bagnet, tylko wskaźnik poziomu oleju silnikowego!" "Okay, ma pan rację."
Wszystko na ten temat. Lekko mnie przytkało, ale akurat mnie takim czymś się nie wyprowadzi z równowagi, więc resztę obsługi zrobiłam BAAARDZO uważając na każde słowo. Przy wyłączaniu świateł drogowych nieopatrznie wyłączyłam wszystkie światła i włączyłam mijania, żeby mi się wszystkie inne bajery powyłączały (tak na jakby co, ktoś mi kiedyś tak poradził), pan egzaminator na mnie nakrzyczał, że go nie słucham. Pytam czy mam drogowe jeszcze raz włączyć i wyłączyć. On dalej krzyczy. Za chwilę mówi, że mam włączyć drogowe i je wyłączyć... no cyrk. ;D
Potem łuk, spoko. Górka, spoko. Wyjeżdżam z WORDu. Jadę sobie Modrzewiową, skręcam w Sułkowskiego. Na skrzyżowaniu stoję przy wyspie i puszczam samochody z prawej, a egzaminator się pyta czy będziemy jeszcze dalej skręcać, mówię, że nie i wyłączam kierunkowskaz. Niby ma rację, ale jeszcze nikt mi nie zwrócił uwagi, żeby w środku skrzyżowania wyłączać kierunek, jeśli sam nie wybił. No ale jest okay. Potem skręciłam w 11 listopada i zawróciłam (11 listopada i Czerkaska są jednokierunkowe, a te krótkie przesmyki między nimi dwu, więc jakby co to tam można się walnąć). Z Czerkaskiej w lewo i zonk, samochód zgasł mi przy ruszaniu, bo tam jest lekko pod górkę. Dobrze, że szli piesi, bo zdążyłam się przemóc, żeby ruszyć z ręcznego (umiem, ale nie lubię, bo czasem jak zaciągnę ręczny, to nie mogę go opuścić ;D), na Sułkowskiego zaliczyłam dwie duże dziury, bo stwierdziłam, że z prawej strony ich omijać nie będę, a jak zmienię pas, to będzie, że nie robię tego, co on mi każe. W lewo skręcam i na prawo jest parking, egzaminator każe mi zwolnić, bo będziemy szukać miejsca do parkowania, włączam prawy kierunkowskaz, a on na mnie, że co ja robię i czy on powiedział, że już parkujemy. Instruktor kazał mi zawsze szukać miejsca już z kierunkiem, hehe. Prostopadle przodem, bez problemu, miejsca dużo. Przy wyjeżdżaniu ustąpiłam tym, co jechali, wykręcam się (w obrębie parkingu) i podjeżdżam do przodu, bo byłam skosem i nie widziałam nic. Przy okazji skręciłam koła, żeby się już przygotować. Widzę, że jadą samochody, dojeżdżam do krawędzi... HEBEL! Super. "Dlaczego pan zahamował?! Przecież już miałam nogę na hamulcu!" "Nie mogłem dłużej czekać, proszę pani, już jesteśmy na jezdni. Proszę spojrzeć." Przejeżdżają samochody, otwieram drzwi, człowiek ma rację. Myślałam, że się zjem. Lewe przednie koło na jezdni. Coś takiego przydarzyło mi się pierwszy raz w życiu. Może gdyby gdyby były wymalowane linie wyznaczające koniec parkingu i początek jezdni, to...? Ale dobra, mea culpa. W 100% moja wina.
Egzaminator jakkolwiek formalista i z kompleksem Boga, wszystko musi być po jego myśli, albo wcale -- nie był zły. Wytłumaczył mi wszystkie moje błędy, dokładnie wypełnił arkusz przebiegu egzaminu, rozstaliśmy się w pokoju.
Nie piszę o moim drugim podejściu, bo opisałam je dość dokładnie w wątku o przesiadce egzaminacyjnej i pachołkach na łuku. ;)
Jestem o 3 oblane egzaminy lepszym kierowcą.
(2008-06-12 ) Prawo Jazdy: przyjęto wniosek, trwa postępowanie administracyjne.
(2008-06-18 ) Prawo Jazdy do odbioru w Urzędzie.
http://www.photoblog.pl/inacoto