Na początek proponuję się zapoznać się z bardzo udanym poradnikiem O co chodzi z tym eco-drivingiem i hamowaniem silnikiem ? autorstwa Dylka.
A teraz do rzeczy. Odnoszę wrażenie, jakby wymóg eco-drivingu oraz hamowania silnikiem zostały opracowane przez dwie niekonsultujące się ze sobą osoby. Wyobraźmy sobie jadący zgodnie z zaleceniami pojazd. Prędkość 50km/h, IV bieg 1600obr/min (tyle ma mój). Zachodzi potrzeba zwolnić, więc spuszczamy nogę z gazu:
- poniżej 1500obr/min siła hamowania jest bliska 0,
- poniżej 1500obr/min silnik przywraca dopływ paliwa więc oszczędność paliwa jest bliska 0,
- poniżej 1500obr/min moc jest bliska 0, więc i możliwość szybkiego przyspieszenia w awaryjnej sytuacji także jest bliska 0,
- z tego samego powodu możliwość pomagania gazem celem wyjścia z poślizgu też jest bliska 0,
Czy nie uważacie, że o ile zarówno eco-driving jak i hamowania ma sens, to połączenie tych dwóch technik w formie wymaganej na egzaminie to nieco przerost formy nad treścią a nawet robienie młodym kierowcom wody z mózgu? Już nawet pomijam, że korzyści z eco-drvingu w porównaniu do jazdy są normalnej są mało odczuwalne, a z możliwości, jakie niesie za sobą nierozłączanie silnika z kołami 90% kierujących i tak nie będzie potrafiło skorzystać. Tak się zastanawiam... aby mieć korzyści z ciągłej jazdy na biegu i hamownia silnikiem to raczej trzeba zapomnieć o eco-drivingu. Albo - albo.