Dla pieszego ważny jest chodnik, bo po nim idzie, dla kierowcy ważna jest jezdnia, bo po niej jedzie. Reszta elementów drogi nie ma dlań znaczenia, bo nie jeździ ani po poboczach, ani po chodnikach, ani po ściezce rowerowej. Dlatego nie obchodzi go, czy jest na drodze jedno-, czy dwujezdniowej; mogą być trzy jezdnie, tunel i estakada - to kwestia rozwiązań urbanistycznych, dla kierowcy drogą jest tylko ta jezdnia, po której jedzie. No, chyba, że jedzie po dwóch drogach jednocześnie, jak to się dzieje na skrzyżowaniu.
Skrzyżowanie to wyjątkowe miejsce, gdzie połączenie dróg tworzy powierzchnię, na której krzyżują się tory jazdy pojazdów z poszczególnych dróg. Aby uniknąć kolizji, przed wjazdem na skrzyżowanie kierowca musi określić pierwszeństwo przejazdu. Jeśli zmienia drogę (i kierunek jazdy), musi ustawić się na odpowiednim pasie/stronie drogi, zawczasu to sygnalizując. Jeszcze tylko analiza znaków (z uwzględnieniem odwoływanych przez skrzyżowanie) i pojechał. Przed następnym skrzyżowaniem ponownie określa pierwszeństwo, wybiera i sygnalizuje kierunek, sprawdza znaki, a potem alleluja i do przodu. I tak na każdym kolejnym.
Kierowca, który potrafi przejechać proste, pojedyncze skrzyżowanie, przejedzie każdą ich kombinację, niezależnie, czy są ułożone w lini prostej, czy na obrysie koła lub kwadratu. Będzie jechał, jak droga i znaki prowadzą, od przecięcia do przecięcia, na każdym wykonując te same czynności, aż mu się skrzyżowania skończą. I to cała filozofia przejazdu przez
każde skrzyżowanie. Przepisy ruchu drogowego są naprawdę nieskomplikowane - ustawodawca nie zakładał, że kierowcami będą mistrzowie intelektu.
Skąd więc problemy, jakie mają niektórzy kierowcy ze zrozumieniem przepisów?
Żeby to wyjaśnić, trzeba wrócić do definicji PoRD, która określa skrzyżowanie jako przecięcie/połączenie/rozwidlenie dróg, z powstaniem części wspólnej (punktem kolizyjnym). Ze względu na ryzyko kolizji, opracowano przepisy, regulujące przejazd przez takie miejsca. Połączenie/rozwidlenie, nie tworzące punktu kolizyjnego -
nie stanowi skrzyżowania, w rozumieniu PoRD, bo nie ma tam potrzeby "uruchomienia" przepisów. Rozwidlenie drogi jednokierunkowej nie stwarza ryzyka kolizji, podobnie jak połączenie dróg, gdzie nie zmienia się liczba pasów ruchu - więc nie wymagają specjalnego traktowania. Tak więc w definicji skrzyżowania ujęto tylko miejsca "wysokiego ryzyka" - kolizyjne. I to do nich odnoszą się przepisy.
Innymi słowy, przepisy o skrzyżowaniu regulują zachowanie kierowców przed i w trakcie przejazdu
przez powierzchnię wspólną dla pojazdów z różnych jezdni Ich zadaniem jest zapobieganie kolizjom, więc byłoby bezsensem stosować je w miejscach, gdzie takiego zagrożenia nie ma, (np. pomiędzy skrzyżowaniami).
Natomiast w powszechnym rozumieniu, skrzyżowanie to po prostu miejsce, gdzie łączą się drogi, prowadzące w różnych kierunkach - nie ma to większego związku z definicją PoRD. Dlatego możemy mówić o skrzyżowaniach małych i dużych, kolizyjnych i bezkolizyjnych, węzłach, rondach, rozstajach i rozwidleniach, gdzie PoRD zna tylko dwa rodzaje skrzyżowań: równorzędne i nierównorzędne. Wielkie rondo to nic innego, jak obszar, obejmujący skupisko "pordowskich" skrzyżowań oraz bezkolizyjnych połączeń i rozwidleń, ograniczony wlotami poszczególnych dróg, "ze wszystkim, co ma w środku". Jest to określenie urbanistyczne (techniczne lub organizacyjne - jeśli ktoś woli): może być rondo bez ruchu okrężnego i skrzyżowanie, złożone z bezkolizyjnych rozjazdów, albo każda inna kombinacja kolizyjno - bezkolizyjna.
Problem powstaje wtedy, gdy ktoś nie odróżnia definicji skrzyżowania, w ujęciu PoRD, od potocznego znaczenia tego słowa, a zwłaszcza, gdy
powierzchnię skrzyżowania (część wspólną jezdni) rozciąga na
obszar skrzyżowania "urbanistycznego". Powstają wtedy koszmarki przepisowe, całkowicie pozbawione sensu i logiki.
Przykład nieskomplikowanego skrzyżowania z sześcioma wlotami: w wariancie "pordowskim" są cztery powierzchnie wspólne (PS), (albo "skrzyżowania definicyjne" / punkty kolizyjne / przecięcia /cokolwiek - jak zwał, tak zwał; byleby było wiadomo, że na tym skrzyżowaniu są cztery miejsca, w których "działają" przepisy o skrzyżowaniu). W wariancie "urbanistycznym" - cały
obszar skrzyżowania traktowany jest jako jego
powierzchnia, co oznacza, że pierwszeństwo przejazdu ustala się przed wjazdem, dla całego skrzyżowania; kierunek jazdy jest jeden - od wlotu do wylotu (i podczas całego przejazdu nie wolno wyprzedzać).
Jak wyglada przejazd i sygnalizacja na tym skrzyżowaniu?
W pierwszym wariancie, wszystkie pojazdy zaczynają od sygnalizacji prawoskrętu, a następnie zmiany kierunku na kolejnych PS, aż do wyjazdu. Zakaz wyprzedzania obowiązuje na powierzchniach wspólnych; nie dotyczy odcinków między nimi. Logicznie i sensownie. W wariancie "urbanistycznym", pojazdy, sygnalizując przed wjazdem, wskazują
kierunek wyjazdu ze skrzyżowania (konsekwentnie, "do zakończenia manewru"). W tym przypadku pojazd AC skręca w prawo (i cała drogę jedzie z włączonym prawym migaczem), pojazd AG skręca w lewo (lewy migacz przez całą drogę), AF - jako, że kontynuuje kierunek - migacza nie włącza, bo "jedzie prosto". W ten sposób trzy pojazdy jadą tą sama trasą, sygnalizując każdy co innego. Bo "tak wynika z przepisów". Oczywiście, zakaz wyprzedzania dotyczy całej drogi - sygnalizacji świetlnej tu nie ma.
Jak widać, pomieszanie dwóch pojęć spowodowało, że z prostych, jak konstrukcja cepa, przepisów, powstał psychodeliczny koszmar, gdzie jadąc w prawo, jedzie się i w lewo, i prosto, a czekający na wjazd mogą się bawić w zgadywanki, kto gdzie skręci, bo wjechać i tak nie mogą, nawet jeśli są wolne pasy. A jeśli taki jest efekt na prostym skrzyżowaniu, to nic dziwnego, że do przejechania przez bardziej skomplikowane skrzyżowania tworzy się "szkoły migania", obejmujące zagadnienia typu: o jechaniu prosto, gdy się jedzie w koło i o wyższości lewego kierunkowskazu nad prawym (na szczęście, większość kierowców nie zawraca sobie głowy bzdurnymi interpretacjami, tylko posługuje się zdrowym rozsądkiem).
Nie zamierzam więcej dyskutować na temat "co ustawodawca miał na myśli" tworząc taką czy inna definicję: czy "łącznie" oznacza "do kupy wzięte", "na styk", czy "o rzut beretem"; czy "obok" to bardzo blisko, średnio blisko, czy może "mało blisko", bo to już kopanie się z koniem. Jeżeli ktoś lubi sobie komplikować życie, dopasowując sytuacje drogowe do własnej interpretacji przepisów, to jego problem. Ja będę jeździć według przepisów, które są proste, spójne i logiczne, a przede wszystkim - ułatwiają przejazd. Nie mam zamiaru oglądać skrzyżowania
przed wjechaniem, żeby wiedzieć, który migacz włączyć; nie będę sprawdzać topografii i organizacji każdej trasy, żeby sprawdzić, czy tam się łączą jezdnie czy drogi; skrzyżowania będę rozpoznawać po występowaniu kolizyjności, a nie "zawartości jezdni w drogach".
(Czasem człowiek musi, bo się udusi)
To jest głos w dyskusji a nie: "zaśmiecanie forum, wprowadzanie bałaganu, kłótnia, prowokacja".