Witam po raz pierwszy :D
Nie chwalac sie jakis tydzien temu zdalem za pierwszym razem egzamin na prawko (praktyczny ma sie rozumiec) :)
Pisze, bo podczas egzaminu spotkalem sie z nastepujaca sytuacja...
Po zaliczonym "placyku" czekam na jazde na miescie. W miedzyczasie kolejne osoby z mojej grupy zdaja manewry na "placyku". Przedostatnia kobita (bo miala juz swoje lata) poszla zestresowana. Widze,ze nie radzi sobie nawet z pierwszym manewrem - jazda po luku. Ale stoje i obserwuje dalej. I jakiez moje wielkie zdziwienie,gdy pani ustawia sie na parkowanie skosem :shock: Cos mi nie gra! Patrze... wykonuje manewr juz po raz trzeci :?: Ani razu nie skonczyla manewru. Jakim cudem! Toz mozna max. 2 razy. Patrze- dalej kaleczy. Wysiada z samochodu nie podchodzac nawet do ostatniego manewru. Idzie przez "placyk" i staje kolo mnie. Pytam jak poszlo, a ona mowi, ze zdala. Ja w glebokim szoku :shock: i pytam o ostatni manewr- dlaczego nie robila. A ona "...mam zalatwiony egzamin..." No ludzie- toz to krew czlowieka zalewa. Pozostale osoby z mojej grupy nie zdaly (wszystkie). Tylko do mnie nie mial zadnych zastrzezen. A babka i tak zdala. Wiem, ze "placyk" jest poronionym pomyslem i nie swiadczy o tym,czy ktos dobrze jezdzi, czy zle. Ale skoro kazdy musi sie starac, stresowac i niekiedy kilka razy podchodzic zeby zaliczyc to taka sytuacja naprawde czlowieka potrafi wyprowadzic z rownowagi (zreszta egzaminatora rowniez wyprowadzila - musial puscic,ale swoja opinie na temat umiejetnosci kobity widac mial). I pozniej takie osoby jezdza stanowiac zagrozenie dla pozostalych uzytkownikow drog. No nic... tak tylko chcialem o tym napisac, bo troszke musze przyznac sie mnie to zbulwersowalo.
Pozdrawiam majac nadzieje, ze z czasem tych przypadkow bedzie mniej...
Szerokiej drogi...