Apropo pierwszej jazdy z prawkiem. Kilka dni temu wreszcie doświadczyłam tej przyjemności(?). Jechałam po zmroku, do miasteczka oddalonego o 25 km. Raziły mnie światła samochodów, nie mogłam się przestawić na kierownicę bez wspomagania. Po drodze popełniłam kilka błędów, które nie uszły uwadze mojego taty (nie, nie czepiał się). No i byłam na siebie zła o te błędy.
Na drugi dzień brat zaproponował jazdę jego samochodem. Tym razem było lepiej, światła już tak nie przeszkadzały, kierownica lekko chodziła :) Braciszek nie krzyczał, chociaż miał kilka uwag :) Na koniec stwierdził, że ocenia mnie na 4+ (ależ wtedy urosłam) i że będzie ze mnie kierowca :)
Nagrodą za jazdę była propozycja (nie do odrzucenia) umycia samochodu ;)