Mundialowe Egzaminy

Wszystko co nie mieści się w powyższych kategoriach.

Moderatorzy: ella, klebek

"Niestety, miał pan pecha"

Postprzez ella » niedziela 05 listopada 2006, 13:05

Żeby nie zakładac nowego wątku
http://motoryzacja.interia.pl/prawo_jaz ... 812374,415
"Niestety, miał pan pecha"
(...)
"Witam redakcję interia.pl. Piszę do Was, gdyż ponownie chciałbym nagłośnić sprawę egzaminów na prawo jazdy. Nadal nie posiadam tego dokumentu, gdyż właśnie po raz drugi oblałem (niektórzy powiedzą - "dopiero"). Ale nie do tego dążę. Chodzi o sposób, w jaki to się dzieje.

Pierwsza sytuacja 7 września - pierwszy egzamin. Auto uszkodzone. Tak, tak, to nie żarty. Po naciśnięciu pedału gazu auto nie reaguje, po mocniejszym - nagle wskakuje na wysokie obroty, wiec zdejmuję nogę. Ale co to? Auto dalej "wyje". Okazało się, ze pedał gazu został w podłodze, po wypchnięciu go nogą przeze mnie auto zgasło... Egzaminator uznał to jako błąd - oblałem.

Sytuacja druga - 30 października (tyle czekałem na drugi termin). Po 27 minutach jazdy ulicami Dąbrowy Górniczej (parkowaniu w tak ciasnych miejscach, w których po zatrzymaniu nie dało się otworzyć drzwi!) i przejażdżce po różnych pułapkach zbliżam się do skrzyżowania z ruchem tramwajowym. Dostaję polecenie skrętu w lewo. Ustawiam się na lewym pasie, włączam kierunkowskaz, redukuję bieg, ale widzę jadący w tym samym kierunku co ja tramwaj, więc zatrzymuję się - przepuszczam go.

Widząc miejsce podjeżdżam do linii warunkowego zatrzymania (na środku skrzyżowania) stojąc tylną osią pojazdu na torach. Niestety wzmógł się ruch. Przez 2 min, jak nie więcej, oczekuję na miejsce, żeby "wskoczyć", ale nie ma nigdzie...

Po prawej stronie zauważyłem nadjeżdżający tramwaj, który zatrzymał się na przystanku - jakieś 150 m ode mnie. Ja stoję dalej, sznur pojazdów ciągnie się dalej, nie pozostawiając najmniejszej luki. Po chyba kolejnej minucie mojego postoju tramwaj dojeżdża do skrzyżowania i zatrzymuje się, egzaminator nagle spogląda na mnie i mówi: "No i co teraz?", a ja dalej nie mam jak wyjechać. W końcu udało się dostrzec lukę i energicznie opuściłem skrzyżowanie (nie, nie, bez pisku).

Po dojechaniu pod WORD usłyszałem słowa których nie zapomnę. "Niestety, wynik negatywny, wymusił pan pierwszeństwo. No cóż... miał pan pecha...". Zbaraniałem... Stwierdziłem, że nie będę się odwoływał, bo nie zdam przez kolejne 20 razy.

Ciekawi mnie, kiedy będzie można zdawać na normalnych, uczciwych warunkach. Co więcej, niech ktoś zgadnie, za ile dni mam kolejny termin... 20? Nie, 30? Też nie, Uwaga!!! 84 DNI!!!!!!!!



Facet po pierwszym egzaminie powinien natychmiast po egzaminie udać się do dyrekcji i zgłosić popsuty samochód. Tu składanie odwołania po kilku dniach nic by nie dało bo samochód mógł zostać w międzyczasie naprawiony.
Avatar użytkownika
ella
Moderator
 
Posty: 7793
Dołączył(a): poniedziałek 24 listopada 2003, 12:14
Lokalizacja: Warszawa

jestem egzaminatorem

Postprzez ella » sobota 02 grudnia 2006, 13:00

Były wypowiedzi kursantów, instruktorów, dyrektora WORD to i przyszła pora na egzaminatora..

"Jestem egzaminatorem z długoletnim stażem. Od dłuższego czasu śledzę publikacje dotyczące egzaminów na prawo jazdy i przeglądam fora internetowe poświęcone tej tematyce."


"Na łamach Waszego serwisu ukazywały się już opinie osób egzaminowanych, instruktorów i dyrektora jednego z WORD-ów. Uznałem, że przedstawienie przez Państwa innego punktu widzenia będzie jak najbardziej na miejscu i być może pozwoli pewnym osobom spojrzeć z większym zrozumieniem na pracę "złego" egzaminatora.



Przygotowywałem się do napisania tego listu przez miesiąc robiąc notatki z egzaminów, odpowiednio kwalifikując popełniane przez osoby egzaminowane błędy. Na ich podstawie przytoczę Państwu jak wygląda uśrednione 10 egzaminów.

2 osoby nie zdają na placu. 3-4 osoby popełniają kardynalne błędy podczas jazdy w mieście skutkujące przerwaniem egzaminu i oceną negatywną. Najczęściej jest to nieustąpienie pierwszeństwa na skrzyżowaniu, nieustąpienie pierwszeństwa podczas zmiany pasa ruchu oraz wjazd na czerwonym świetle. 2 osoby jeżdżą bardzo dobrze i z czystym sumieniem otrzymują ode mnie ocenę pozytywną. Pozostają 2-3 osoby, u których tak naprawdę mam jakikolwiek wpływ na ocenę ich jazdy, a tak naprawdę 1-2, bo jedna popełnia tak dużą liczbę błędów, że nie pozostawia mi wyboru. Jak z tego prostego wyliczenia wynika realna zdawalność powinna wynosić około 30-35% i taka jest w większości WORD-ów.

Czy zdawalność podczas egzaminów mogłaby być większa? Tak. Co należy zrobić? Są dwa wyjścia. Po pierwsze zmienić przepisy i pozwolić popełniać osobom egzaminowanym nie dwa błędy w zadaniu, a na przykład cztery. Jest to jakaś metoda. Tylko czy o to wszystkim chodzi, żeby dawać uprawnienie do kierowania pojazdami osobom, które skręcają w lewo z nieprawidłowego pasa, zmieniają pasy ruchu przejeżdżając linię ciągłą i zatrzymują się na każdym skrzyżowaniu, jadąc dopiero wtedy, gdy opuszczą je wszystkie inne samochody? Drugie wyjście to po prostu lepsze szkolenie.

Jeżeli chodzi o egzaminy, zrobiono już chyba wszystko, aby kontrolować ich przebieg. Są kamery, nagrywa się dźwięk, instruktor może uczestniczyć w egzaminie, osoba egzaminowana po dwóch niezdanych egzaminach może zażyczyć sobie obecności egzaminatora nadzorującego, egzaminatorzy są kontrolowani przez egzaminatora nadzorującego i urząd marszałkowski, a ponadto można napisać na nich skargę i zaskarżyć wynik egzaminu.

A co zrobiono, żeby polepszyć szkolenie? Jak to jest możliwe, że jedne szkoły nauki jazdy mają zdawalność 10%, a inne ponad 50%? Czy to możliwe, że jedni szkolą samych zdolnych, a inni tylko tych nie mających smykałki do prowadzenia samochodu? Dlaczego różnica w cenie kursu na tę samą kategorię w dwóch różnych szkołach wynosi czasami ponad 500 zł? Gdzie rachunek ekonomiczny? Gdzie logika? Jak to możliwe, że ktoś zdaje wymagany przepisami egzamin wewnętrzny, a potem na egzaminie teoretycznym popełnia ponad 10 błędów lub nie potrafi przejechać szerokiego na 3 metry wyznaczonego pasa ruchu (na łuku jest jeszcze szerszy), a w mieście popełnia kardynalne błędy na każdym skrzyżowaniu? Wszyscy tłumaczą się stresem i zdenerwowaniem. Czyżby te szkoły, do których trafili ci zdolniejsi, zostały jeszcze dodatkowo obdarzone tymi wytrzymałymi psychicznie?

Prawda jest inna - prostsza: im większe są umiejętności, tym mniejszy poziom stresu na egzaminie. Myślę, że wiele zrobiono, aby wzmóc kontrolę nad egzaminatorami, a nic, by wyeliminować z rynku źle szkolące, często nieuczciwe szkoły. Nigdy nie wziąłem łapówki i nigdy jej nie wezmę. Nie sądzę, aby środowisko egzaminatorów było całkowicie czyste od tego przestępczego procederu, ale proszę zauważyć, że na każdego nieuczciwego egzaminatora przypada kilkunastu nieuczciwych instruktorów i bez ich udziału egzaminator nie miałby szansy dotarcia do osób egzaminowanych. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie brał łapówki w samochodzie naszpikowanym kamerami i mikrofonami.

Jest też inna strona tego procederu i takie sygnały docierają do WORD-ów coraz częściej. Instruktor bierze łapówkę za rzekome załatwienie egzaminu, a w przypadku oceny negatywnej oddaje pieniądze, bo nie trafiło się na "właściwego" egzaminatora.

Drodzy przyszli kierowcy, pamiętajcie, przy wyborze szkoły nauki jazdy nie kierujcie się ceną kursu, tylko jej renomą. Wyniki zdawalności szkół dostępne są w starostwach powiatowych, a co jakiś czas publikuje je prasa. Co z tego, że zapłacicie mało za kurs, jeżeli potem będziecie zdawać 5 i więcej razy? Wyjdzie zdecydowanie drożej i ze szkodą psychiczną, czasową i co najważniejsze umiejętnościową. Domagajcie się rzetelnego egzaminu wewnętrznego przeprowadzonego przez instruktora, który Was nie szkolił. Lepiej dobrać sobie kilka dodatkowych jazd, niż iść na egzamin bez wystarczających umiejętności.

Chciałbym dać w tym liście także kilka rad dla przyszłych kierowców, mając na uwadze najczęściej popełniane na egzaminie błędy. Wymagajcie od instruktorów, aby szkolili Waszą jazdę po wyznaczonym pasie ruchu z lusterkami ustawionymi zgodnie z instrukcją egzaminowania. Pamiętajcie, że na drodze jednokierunkowej skręca się w lewo ustawiając się przy lewej krawędzi jezdni. Patrzcie uważnie i ze zrozumieniem na znaki. To, że jedziemy prosto przez skrzyżowanie, nie zawsze oznacza, że mamy pierwszeństwo. Omijając przeszkody na drodze włączajcie kierunkowskazy. Nie zastanawiajcie się, czy przeszkoda wystaje na Wasz pas ruchu na pół metra czy na dwa metry. Dojeżdżajcie do przejść na pieszych ze świadomością, że ktoś może się na nim pojawić, a do skrzyżowań z sygnalizacją świetlną z przeświadczeniem, że sygnał zielony nie trwa wiecznie.

Na koniec odniosę się do słynnego "ja bym zdążył". Wyjeżdżając z drogi podporządkowanej zadaniem kierowcy jest ustąpić pierwszeństwa przejazdu, a nie zdążyć przed pojazdem, który ma pierwszeństwo przejazdu. Prawo o ruchu drogowym i kodeks karny nie określają, kto odpowiada za kolizję drogową podczas egzaminu. Jeżeli przepisy w sposób jednoznaczny nie zdejmą z egzaminatora odpowiedzialności za ewentualne kolizje spowodowane jazdą osoby egzaminowanej, to żaden egzaminator nie będzie "puszczał" sytuacji, które mogą się takimi zdarzeniami zakończyć, ponieważ może to oznaczać dla niego niemałe kłopoty z utratą uprawnień do wykonywania zawodu włącznie.

Do każdego egzaminu podchodzę z życzliwością wobec osób egzaminowanych, jestem uprzejmy i naprawdę nie przyczepiam się do drobnostek, ale muszę i chcę rzetelnie wykonywać swój zawód, w zgodzie z przepisami i własnym sumieniem. Wszyscy zgadzają się, że przestępstwem jest dawanie i branie łapówek, ale proszę pamiętać o tym, że źle pojęta życzliwość i dawanie uprawnień do kierowania osobom, które nie posiadają wymaganych kwalifikacji należy rozpatrywać w podobnych kategoriach. Życzę wszystkim przyszłym kierowcom zdania egzaminu za pierwszym razem i... szerokiej drogi.

Egzaminator państwowy."

źródło:www.interia.pl
http://motoryzacja.interia.pl/prawo_jaz ... 823231,415
Avatar użytkownika
ella
Moderator
 
Posty: 7793
Dołączył(a): poniedziałek 24 listopada 2003, 12:14
Lokalizacja: Warszawa

Postprzez cman » sobota 02 grudnia 2006, 13:13

Prawda jest inna - prostsza: im większe są umiejętności, tym mniejszy poziom stresu na egzaminie.

Najbardziej spodobało mi się to zdanie :yes:
cman
 
Posty: 7456
Dołączył(a): wtorek 17 stycznia 2006, 20:02

Postprzez She18 » wtorek 06 lutego 2007, 20:18

To jest sposób na prawo jazdy

Polski rząd planuje spore zmiany w sposobie uzyskiwania praw jazdy. Egzaminy będą jeszcze droższe, jeszcze dłuższe i bardziej skomplikowane.

Czy nie da się inaczej? List naszego czytelnika udowadnia, że się da:

"Bardzo dużo się teraz mówi o zmianach w polskim prawie jazdy, a ja właśnie zdaję w Belgii i tutejszy system odpowiada mi dużo bardziej.

Najpierw jest egzamin teoretyczny do którego można się przygotować w domu (eksternistycznie) lub pójść do szkoły. Koszt kursu w szkole to 100 euro (średnia płaca to 10 euro na godzinę).
Uczenie się w domu nie kosztuje nic, nie ma również żadnego obowiązku uczęszczania do szkoły.

Egzamin kosztuje 15 euro. Z tego, co się orientuję, w Polsce 50 zł, więc cena jest porównywalna.

Na egzaminie jest 50 pytań, z czego musi być 82% poprawnych odpowiedzi, czyli można zrobić aż 9 błędów.

Po zdanym egzaminie trzeba się zapisać do szkoły jazdy i tu są 2 możliwości. Jeżeli ktoś chce jeździć samodzielnie musi wykupić 20 godzin jazd i potem bez żadnego egzaminu otrzymuje tak zwane tymczasowe prawo jazdy ważne 18 miesięcy. Miesiące te przeznaczone są na szkolenie się samemu. Można jeździć prawie bez ograniczeń i człowiek sam decyduje, kiedy jest gotowy na egzamin praktyczny. W tym czasie jest obowiązek jeżdżenia z "L"-ką naklejoną na tylnej szybie.
Drugi rodzaj prawa jazdy to tymczasowe prawo jazdy "z kierowcą". Oznacza to, że po zdanym egzaminie teoretycznym kursant musi wyjeździć ze szkołą 6 godzin, a potem do 36 miesięcy jeździć z osobą, która ma już prawo jazdy.

W tym czasie musi też jeździć z L-ką i sam decyduje kiedy jest gotów zdawać egzamin praktyczny.

3-krotne niezdanie egzaminu praktycznego powoduje wysłanie delikwenta na dodatkowe 6 godzin do szkoły. Nie jest to jednak takie częste gdyż często ludzie zdający egzaminy mają około roku praktyki w jeżdżeniu samochodem.

Osobiście wydaje mi się ten system łatwiejszy dla ludzi i nie ma korupcji bo właściwie prawie nikt nie zarabia na twoim oblanym egzaminie.

Oczywiście żaden system nie jest idealny, ale ten jest zbliżony przynajmniej do mojego ideału. Może cos podobnego powinno być wprowadzone w Polsce. Jestem ciekawa waszych opinii.

Pozdrawiam

P.S. Na koniec tylko dodam, że okres od zdanych egzaminów teoretycznych do otrzymania prawa jazdy trwał u mnie jeden miesiąc".


źródło:INTERIA.PL
Co o tym sadzicie :?:
Egzamin zdany:12.05.2006r.
Prawko odebrane:24.05.2006

Obrazek
Avatar użytkownika
She18
 
Posty: 200
Dołączył(a): wtorek 21 lutego 2006, 20:28
Lokalizacja: Ruda Śląska

Poprzednia strona

Powrót do Luźna gadka

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 29 gości