Strach wyjść i wyjechać na ulice, bo samochody z literą "L" są bardziej niebezpieczne, niż to się wydaje. Kierowców uczą instruktorzy, których jedyną kwalifikacją jest posiadanie prawa jazdy
Brałem udział w takim kursie - mówi młody człowiek (nazwisko znane redakcji). - Miałem już prawo jazdy kategorii B i chciałem je uzupełnić o pozwolenie na ciężarówki.
Trafił, przypadkowo, do firmy Driver. - Praktyki uczył mnie Paweł K. Nawet nieźle to robił, bo zdałem. Tyle że gdy egzaminator zapytał: "Kto pana uczył?", okazało się, że K. nie zna. Przypomniało mi się wtedy, że na karcie, którą dostałem ze szkoły jazdy, widniało inne nazwisko. A gdy policja robiła akcję kontrolowania samochodów z literą "L", wyjazd na miasto został zamieniony na ćwiczenie manewrów na placu - opowiada nasz Czytelnik.
Sprawdziliśmy: Pawła K. nie ma na liście licencjonowanych instruktorów, którą prowadzi Urząd Miasta. Ani na podobnej w starostwie powiatowym.
Po południu obserwuję plac przy ul. 1 Maja. O każdej parzystej godzinie zjeżdżają tam z miasta kursanci z instruktorami. Są to osobowe micry, ciężarówki, także autobus. Driver prowadzi więc działalność na sporą skalę.
Następnego dnia pytam o Pawła K. - Właśnie podjechał - ktoś wskazuje na bordową micrę nauki jazdy.
Podchodzę i rozpoznaję szczupłego mężczyznę, który poprzedniego dnia przyjechał ciężarówką z tablicą "L". Siedział na miejscu pasażera. Zagaduję go o szkolenie, które jakoby chciałbym odbyć. I żeby koniecznie on był instruktorem, bo chwalił go mój znajomy.
- Nie ma sprawy, ale proszę ustalić terminy z panią - wskazuje na dziewczynę za kółkiem.
Magdalena Bednarek (jak się okazuje: córka właściciela szkoły i narzeczona K.) mówi, że jest problem: pan Paweł szkoli na ogół tylko na ciężarówkach, poza tym wyjeżdża właśnie do Niemiec. Ale jeśli odpowiada mi termin po Nowym Roku...
Wchodzę do melaminy, w której w międzyczasie zniknął Paweł K. i się przedstawiam. - Ja tylko koordynuję rozkład zajęć kursantów. Na miasto absolutnie z nimi nie wyjeżdżam. Czasem na plac manewrowy, ale nie jest to droga publiczna - zarzeka się.
Gdy mówię, że mam świadka, i że sam go widziałem w ciężarówce z "elką", odpowiada: - Wczoraj przyprowadziliśmy z drugim instruktorem samochód z naprawy.
Nie chce jednak pokazać zeszytu z grafikiem jazd kursantów. - To może tylko prokurator - włącza się właściciel szkoły Adam Bednarek. I dodaje, że uczciwie prowadzi szkołę od ponad 20 lat.
Bednarek też nie ma uprawnień instruktorskich - bo je stracił w 2001 r. Stało się to, gdy sąd zabrał mu prawo jazdy na rok. - Za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu - mówi urzędnik w magistracie. - Nie starał się potem o przywrócenie licencji. Zresztą nie musi jej mieć, wystarczy, że zatrudni pracowników z "papierami".
- Dlaczego nie zrobił pan licencji? - pytam Pawła K.
- Bo trzeba mieć staż. A poza tym myślę o kolejnych kategoriach. Co chwilę nie będę chodził na kursy - odpowiada.
To prawda, instruktorem może zostać osoba, która co najmniej dwa lata ma prawo jazdy kategorii, na którą chce uczyć innych.
Ryszard Zabiełło
wydział transportu i ewidencji gospodarczej
Nie musi mi pan nawet wymieniać nazwy i adresu tej firmy, bo doskonale wiem, o którą chodzi. Rozmawiałem z jej właścicielem i ostrzegałem, że zamkniemy mu szkołę. Problem tylko w tym, że nie złapaliśmy go do tej pory za rękę, a papiery ma w porządku. Ale zapewniam, że odwiedzę znienacka plac manewrowy - jak to już wcześniej robiłem. Zadzwonię też na policję, by widząc ciężarówkę czy autobus z "elką", przeprowadziła kontrolę. Również w innych firmach zdarza się szkolić kursantów na placu manewrowym - ale raczej nie na ulicy - ludziom bez kwalifikacji. Dlatego odbyło się niedawno w Urzędzie Miasta spotkanie ze wszystkimi szkołami. Mówiliśmy, że nie będziemy tego tolerować.
Kurs na instruktora kosztuje 1800 zł i obejmuje zajęcia z metodyki nauczania, psychologii oraz praktyki. Najbliższy, organizowany przez Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego w Częstochowie, rozpoczyna się w połowie stycznia.
gazeta częstochowska
bez komentarza mojego