Dzisiaj wieczorem, podczas szklanki na lodzie kierowca jadący za mną wpadł w poślizg i nie wyhamował i stuknął w tył mojego auta. Ja jechałam jakieś 10-15km/h (bardzo trudne warunki atmosferyczne), kierowca za mną tyle samo, bo siedział mi na ogonie (zdecydowanie za blisko), no i gdy zahamowałam, to on nie wyrobił. Poczułam "łupnięcie", auto zostało też lekko popchnięte do przodu. Nie jestem w stanie określić, czy odgłos był mocny, czy nie - nigdy wcześniej nie miałam takiej "przygody". Mnie wydawało się dość głośne, wysiadając z auta miałam wizję wgniecionej połowy samochodu

Jakież było moje zdziwienie, gdy po zjechaniu i oględzinach okazało się, że na moim zderzaku ani tym fragmentem poniżej zderzaka (wszystko plastikowe) nie ma żadnych pęknięć, ani nawet rys czy odprysków lakieru. Na przodzie auta sprawcy też nic nie było widać - uderzył we mnie swoją tablicą rejestracyjną.
Zdecydowałam, że obejrzę auto dokładnie jutro w świetle dziennym, wymieniliśmy się kontaktami i rozjechaliśmy się w swoje strony. Niestety, nie pomyślałam o tym, żeby poprosić o jakieś oświadczenie, szczerze mówiąc w lekkim szoku byłam. Szczególnie, że 5 minut wcześniej sama walczyłam z tańczącym autem na lodzie w innym miejscu, gdzie paru innych "stukniętych" kierowców stało na poboczu na awaryjnych. Błogosławiony niech będzie mój instruktor, z którym ćwiczyłam takie sytuacje.
Proszę Was o pomoc. Moje pytania są następujące. Czy przy opisanych warunkach faktycznie możliwe jest, że nic się nie stało? Co mogę jeszcze sprawdzić, na co zwrócić uwagę?