Niestety kierowcy mają manierę poruszania się całą szerokością jezdni, tzn przyzwyczaili się mentalnie do jechania środkiem drogi (nie ma narysowanych pasów więc jedziemy blisko środka). Dlatego pakując się tam "na trzeciego" raczej jestem postrzegany jako wariat drogowy (oczywiście wszystko przy dopuszczalnych prędkościach i zachowaniem absolutnego bezpieczeństwa, żadnych wariactw). BRAK zakazu wyprzedzania! Czasami, kiedy pojazdy jadące przede mną znajdą się bliżej prawej krawędzi można spokojnie "środkiem" (bliżej środka) ulicy jechać zupełnie pustym pasem ruchu nie stwarzając żadnego zagrożenia.
Miałem dzisiaj następującą sytuację. Dojeżdżając do przejścia dla pieszych jak na rysunku spostrzegłem, że środek ulicy jest pusty, dlatego go zająłem wyprzedzając kilka pojazdów stojących i przepuszczających pieszych. Auto oznaczone jako cinquecento stało przed przejściem przepuszczając pieszych, kiedy byłem już przy jego tylnej krawędzi ruszyło jadąc dalej. Ja przejechałem równolegle do niego, nieco z tyłu. Wszystko działo się przy prędkości ok.10-20 km/h oraz przy pojeździe straży miejskiej który stał za cinquecento przepuszczając pieszego.

Za przejściem dla pieszych pojechałem pasem w lewo, cinquecento w prawo a straż miejska za mną. Jechali za mną kilkaset metrów ale zostawali coraz dalej. W końcu odskoczyłem im i zaparkowałem samochód na jednej z uliczek (straciłem straż miejską z oczu), załatwiałem sprawę języka angielskiego dla dziecka. Kiedy po 15 minutach wyszedłem ze szkoły angielskiego pojazd Straży Miejskiej stał zaparkowany za moim samochodem. Strażnik miejski przedstawił mi się i przedstawił mi zarzut popełnienia 2 wykroczeń drogowych: wyprzedzania na pasach oraz nie zajmowania skrajnego prawego krawędzi drogi. Nie przyjąłem mandatu.
Pytanie czy miałem prawo w ten sposób zachować się na drodze?
Czy zarzuty wyprzedzania ich pojazdu nie wyklucza się wzajemnie z nie jechaniem prawą krawędzią jezdni (wg mnie jedno wymusza drugie, więc de facto 2 mandaty za to samo wykroczenie)
Czy wniosek o ukaranie do sądu powinien zostać sporządzony na miejscu czy później (bez mojej obecności, niczego nie dano mi do podpisywania, oddał dokumenty i powiedział że będzie wniosek)
Zapytałem na jakiej podstawie stwierdził że to ja, nie widział mnie że wychodzę z zaparkowanego samochodu. Stwierdził że widział mnie w momencie kiedy go wyprzedzałem. Oczywiście dyskusja czy widział czy nie widział jest raczej bez sensu, sąd i tak uwierzy jemu. Pojazd straży miejskiej to stosunkowo wysoka KIA (taka z budą, kierowca siedzi jak w berlingo - dość wysoko), ja jechałem BMW E46, niskim samochodem, dlatego raczej nie mógł mnie widzieć chyba że gapił się w tylne lusterko non stop czego raczej my jako kierowcy nie robimy. Oświadczył mi że zna mnie i mój samochód dlatego mnie zapamiętał. Pracowałem jako dziennikarz i kilkukrotnie opisywałem nieprawidłowości w straży miejskiej (np. parkowanie niezgodne z przepisami, niedopełnianie obowiązków przez strażników). Przyznam że raczej mocno mnie to wystraszyło, ja jego samochodu nie znam

Od pewnego momentu naszej rozmowy włączyłem dyktafon w telefonie komórkowym. Kiedy poprosiłem na koniec o wylegitymowanie się strażnik stwierdził że już mi się przedstawił i zajęło mi 3 minuty nalegania na pokazanie mi legitymacji zanim w końcu pokazał mi ją na tyle długo żebym mógł zapisać jego dane. Przy okazji jego kolega stukając się w głowę zapytał "ma pan jakiś problem?". Panowie byli bardzo zdenerwowani. Starałem się z nimi spokojnie, formalnie rozmawiać co wyraźnie wyprowadzało ich z równowagi (bardzo nie chcieli mi legitymacji pokazać, mam to nagrane).
Oczywiście te drobne fakty nie zmieniają mojego położenia w świetle sytuacji na drodze ale być może już przed sądem owszem (dlatego o tym wspominam).
Bardzo dziękuję za wszelkie odpowiedzi. Pozdrawiam