Z zaciekawieniem przeczytałem powyższe posty, z resztą felieton dotyczący właśnie dyskusyjnego pierwszeństwa przejazdu w danej sytuacji również. Kamień spadł mi z serca.
Dziś miałem podobną sytuację, jak autor tytułowego postu, co ilustruje poniższe foto:

Pojazdem "czerwonym" poruszałem się ja, pojazdem niebieskim jak się okazało później... mój znajomy "po fachu", więc skończyło się na użyciu klaksona, wymianie zdań i uśmiechów, a mogło być inaczej... Feralna sytuacja miała miejsce na terenie jednego z wielu cetrów handlowych, gdzie niestety oprócz przepisów ruchu drogowego, obowiązuje również wolna amerykanka i dowolna interpretacja lub jak kto woli nad-interpretacja "swojego" pierwszeństwa na drodze.
Dojeżdżam do skrzyżowania, mam znak ustąp pierwszeństwa przejazdu, wjeżdżam na własny pas ruchu, nie krzyżujący się w żaden sposób z sąsiednim z "pierwszeństwem", poruszam się własnym pasem ruchu i tu widzę po mojej prawej stronie na prawym pasie ruchu pojazd który nagle przyspiesza, włącza lewy kierunkowskaz, zajeżdża mi drogę/zmienia pas ruchu, następuje gwałtowne hamowanie, było o krok od przynajmniej stłuczki. Dowiaduję się od "sprawcy" zamieszania iż... to moja wina, bo miałem ustąp i na całej już długości tej drogi mam "ustąp" i muszę mu ustąpić i muszę uważać bo ktoś we mnie kiedyś przywali. Owszem, muszę uważać jak widać. Ale analizując tą sytuację i upewniając się (bo już człowiek zgłupiał) w powyższych wypowiedziach i linku-felietonie wynika z tego iż ów znajomek nie miał prawa odwalić takiego numeru i w sumie to on wymusił pierwszeństwo w czasie najzyklejszej zmiany pasa ruchu. Chyba, że akurat w tym przypadku jest inaczej? może się mylę? jeżeli coś nie tak, proszę wyprowadzić mnie z błędu.
