Chciałbym dowiedzieć się co myślicie o sytuacji, która dzisiaj przydarzyła mi się na drodze.
Jadąc ulicą dwukierunkową (czyli taką standardową) chciałem zjechać na parking po prawej stronie.
Jako, że było tylko 1 wolne miejsce między samochodami, musiałem wziąć nieco większy łuk, żeby wjechać tak bardziej prostopadle do jezdni, bo jakbym wjechał pod mniejszym kątem, czyli tak jakby bardziej ścinając, to bym się nie zmieścił i nie wyprostował pomiędzy dwoma stojącymi na parkingu pojazdami
Sytuację postarałem się zobrazować na poniższym rysunku

Uploaded with ImageShack.us
Ja jestem zielonym samochodzikiem, a inny koleś niebieskim.
Podczas mojego skrętu w prawo (miałem wrzucony prawy kierunkowskaz) koleś próbował mnie wyminąć z mojej prawej strony, bo myślał, że nie biorę łuku, tylko będę zjeżdzał na lewo (czego nie wolno przecież robić przez podwójną ciągłą)
Widziałem jeszcze, że miał w tym czasie telefon przy uchu.
Naprawdę niewiele brakowało, żeby doszło do zderzenia.
Ja wtedy popukałem się w głowę, a on się zatrzymał i doszło do wymiany zdań.
Jego zdaniem to ja popełniłem błąd bo przejechałem kołem po osi jezdni, po podwójnej ciągłej.
Poza tym "on jeździ od 20 lat i ja nie będę go uczył"
Dopiero potem poukładałem to sobie w głowie i uważam, że nawet jeśli przejechałem przy manewrze parkowania po prawej stronie lewymi kołami przez oś jezdni, to nadal wina przy zderzeniu ewidentnie byłaby kolesia za mną
Bo po pierwsze, to on jechał z tyłu i jest zobowiązany zachować ostrożność
Po drugie, sygnalizowałem wykonanie manewru (prawy kierunkowskaz)
Po trzecie, nie wyprzedza się pojazdów z prawej strony! (na takiej drodze)
Po czwarte, koleś jechał nieuważnie, bo jedną ręką trzymał telefon przy uchu
Czy słusznie uważam, że mam rację?
Trochę się zdenerwowałem, bo koleś nieco zbił mnie z tropu tym tekstem o przekroczeniu osi jezdni (podwójna ciągła) i tak jakoś w sumie chyba stanęło na tym, że odjechał z przekonaniem, że to ja zawiniłem.
Powiem szczerze, że trochę żałuję że nie doszło do (małej) stłuczki, bo chciałbym zobaczyć jak tłumaczyłby się takim tekstem przy policjancie
Moim zdaniem, nawet jeśli popełniłem błąd przekraczając linię (a uważam że nie robiąc tego nie dałoby się wjechać w to wąskie miejsce parkingowe), to i tak wina jest tego kolesia z tyłu, który nie zachował należytej ostrożności, odległości etc
Poza tym wydaje mi się, że próba wyprzedzania pojazdu z prawej strony dyskwalifikuje go już na starcie
A gadka, że ktoś jeździ 20 lat jest śmieszna, bo to wcale nie znaczy, że już nie popełnia się błedów na drodze!
Co myślicie o tej sytuacji? Czym mam rację? Czy może ja też trochę zawiniłem??