Dziś podczas jazdy w trasie nasunął mi się pewien "problem".
Co robić z zawalidrogami. Nie mam na myśli tych co jadą przepisowo (i ładnie zwalniają na ograniczeniach - co nie każdemu odpowiada - a powinno) ani też tych co jadą pod ograniczenie (np 80, dający się bez problemu wyprzedzić).
Sytuacja z dziś na jednej z dróg krajowych w terenie górskim.
Brak szczególnych ograniczeń więc można jechać 90. Przede mną samochód jedzie około 50. Za mną długi ogonek TIRów, osobówek czy innych ciężarówek. Zawalidroga jedzie prawie środkiem jezdni, lewymi kołami po pasie, więc wyprzedzić cieżko. Po jakimś czasie mrugnęłam długimi (może nas wszystkich nie widzi za sobą). I tu zaczęło się wesoło. Hamowanie, przyspieszanie, puszczanie awaryjnych. Wjezdzamy do wioski: jedzie 70. Wyjezdzamy: jedzie 50. Wyprzedzić się nie da bo przyspiesza jak widzi kierunkowskaz.
Jako, że miałam na fotelu obok pasażera, zadzwoniliśmy na policję. Potem dałam się wyprzedzić jakiejś ciężarówce (która równo tamto auto otrąbiła). Po jakichś 20 km takiej jazdy pojawił się na nie za wielkim odcinku lewy pas więc się wyprzedzić dało. Czy policja coś zdziałała - nie wiem. Widziałam ich tylko jadących w kierunku przeciwnym.
Zapewne zadzwonienie na 997 w tym momencie najlepsze (prawnie najlepsze). Ale co z takimi robić? Rozumiem sytuacje losowe, cos się stało, nie możemy szybciej - zjeżdżamy maksymalnie na prawo i dajemy się wyprzedzać a jak zajdzie potrzeba zjezdzamy na parkingi coby cała kolumnę przepuścić.
Jak reagujecie?