Z okazji długiego weekendu pojechałem z żoną w góry. Trasa Olsztyn- Kraków przebiegła miło i spokojnie. Ruch minimalny, płynna przepisowa jazda. Do czasu...
Na A-4 przy dojeździe do bramek płatniczych cykła się fotka... Sytuacja dość extremalna i moim zdaniem niezgodna z przepisami.
Jak wiadomo na autostradzie obowiązuje 130 km/h. Była godzina 4.30 rano, minimalny ruch więc pozwoliłem sobie na lekką wariację w postaci 140. W oddali już widać było bramki, a na nich zaledwie kilka aut. Lecz przed bramkami (około 700 m) trafiłem na zestaw b-33 do 70 km/ po około 10m fotoradar i za kolejne 20 m b-33 do 40. Dojechałem do pierwszego po hamulcach, lecz zdąrzyłem wyhamować do ok. 95 km/h ( oczywiście jak całą drogę miałem ochotę zwolnić do przepisowej prędkości mimo, że przede mną nonsensowna podróż 3 pustymi pasami przez 700 m do bramek z vmax 40 km.h) Niestety jak łatwo się domyślić budka cyknęła mi zdjęcie.
Uważam, że bardzo niesprawiedliwie i bez sensu.
Sądzę, iż fotoradar jest zbyt blisko znaku b-33. Sam znak ograniczenia prędkości winien być umieszczony w jakiejś odległości od miejsca jego obowiązywania, tym bardziej na autostradzie. Pamiętam gdzieś, na kursie, że znaki muszą być umieszczone w jakiejś odległości od przyczyny tego znaku. W terenie zabudowanym do 50 km.h (50m) na drogach z v max do 90 km.h (100m) a na drogach pow. 90 km.h (250m) ale nie mogę tego znaleźć.
A najbardziej mnie to wkurza, że całe 600km jechałem zgodnie z przepisami, minąłem ok 30 fotoradarów na trasie Wwa-Piotrków Tryb-Kraków gdzie jest sporo skrzyżowań , przejść i ograniczeń do 70 i jest oznakowane w miarę czytelnie (b-33, ->ok 200m fotoradar, ->przejście).
Sprecyzujcie czy dobrze myślę z tymi odległościami bo jak mi przyjdzie mandat to mam ochotę iść do sądu (tym bardziej że mam wykupioną ochronę prawną w takich sytuacjach w DAS).