Prześledź i przeanalizuj całą sytuację, posiłkując się moim sekundowym opisem. Jasno z niego wynika, że kierujący, zbliżając się do przejścia widział zapalone dla siebie zielone światło przez kilkanaście/kilkadziesiąt sekund. Dlaczego dla Ciebie nie jest to wystarczająca okoliczność pozwalająca wysnuć wniosek, że na przejściu nie ma nikogo?
Ponieważ istniały przesłanki wskazujące na to, że przejechanie na zielonym świetle zgodnie z przepisami jest niemożliwe. Kierowca ma obowiązek dostosować się do przepisu i to na nim spoczywa obowiązek faktycznego upewnienia się, czy zielone światło pozwala mu na przejazd. W życiu nie byłbym na tyle głupi pędzić kilkadziesiąt kilometrów na godzinę, jeżeli stojące samochody zasłaniałyby mi widoczność przejścia dla pieszych, do którego się zbliżam. Nikt rozsądny nie byłby na tyle głupi - zatrzymujące się ni z tego ni z owego samochody zawsze powinny wzbudzać naszą podejrzliwość, nawet, jeśli to trójpasmowa autostrada, my pędzimy skrajnym lewym a korek robi się na prawym. A co tu dopiero mówić o przejściu dla pieszych. I to ze światłami. Kierujący samochodem, który potrącił pieszego, nawet nie próbował dostosować się do któregokolwiek z licznych przepisów, które go obowiązywały.
Ten wniosek jest tak kuriozalny, że aż go nie skomentuję!
Więc podaj inną przyczynę, dla której prawodawca umieścił ten przepis w rozporządzeniu i określ funkcję, jaką ma on pełnić. Względy ozdobne na wstępie odrzucamy.
Bo próba dokonywania analogii parkującego pojazdu do idącego pieszego jest nieco humorystyczna.
Wiesz, co nie jest humorystyczne? Zjawisko analfabetyzmu funkcjonalnego. P.s: nie dokonałem analogii parkującego pojazdu do idącego pieszego, a porównania konstrukcji dwóch norm pochodzących z różnych aktów prawnych, w celu wyłożenia m.in. Tobie różnicy pomiędzy ich budową i skutków, jakie ta różnica za sobą pociąga w stosowaniu się do wyrażonych zakazów. Równie dobrze mógłbym wziąć przykład nie z ustawy PoRD, a z np. z prawa geodezyjnego (gdyby nie fakt, że nawet nie wiem, czy taka ustawa istnieje) - bo to, co ma co tam wcześniej zwróciłem uwagę nie tyczy się tego, co te przepisy mają regulować, tylko bezpośrednio ich treści i jej przełożenia na obowiązki. Założę, że Twoja odpowiedź to tylko taki chwyt erystyczny.