1.
Wczoraj jechałem sobie rowerem przez chwilowo pustą uliczkę w centrum koło okrąglaka w Toruniu, rozpędzony 42 km/h prawą stroną jezdni, przy sądzie kolo se gada przez komórę, Pan i władca w garniturku, i nagle cofa się dwa kroki do tyłu, z chodnika, prosto na ulicę, tuż pod moje koła. Nie zdążyłem ani dryndnąć, ani ostrzec, ani zahamować, nic, ledwo co zeskoczyłem z pojazdu.
Rower zaliczył jedno pełne saldo i połowę drugiego, i o dziwo prędkości, poza lekko skrzywioną kierownicą, którą w 10 sekund poprawiłem, nic się rowerowi nie stało.
Ja zdążyłem zeskoczyć na równe nogi, ale siła dośrodkowa mnie przewaliła, lekki siniak na lewym kolanie i lekkie zadraśnięcie na lewej dłoni. Nic poważnego.
Kolesiowi komóra wyleciała na jakieś 20 metrów, a on sam przewalił się prosto w błoto, spadając na głowę tuż obok krawężnika.
Na szczęście nic mu się również nie stało, bo oberwał jedynie prawą częścią kierownicy.
Ale gdyby spadł kawałek obok, głową w krawężnik, to ja wolę nie myśleć, coby się stało :X
Szczęście olbrzymie. Na szczęście przeprosił, ale mogło dojść do tragedii.
Strachu najadłem się olbrzymiego. Od teraz jeżdżę środkiem pasa. A niech se trąbią, mam nauczkę, będę ostrożny.
2.
Jakoś tak pół roku temu, w lato, turlała się Straż Miejska po drodze miejskiej bez ograniczenia (czyli do 50) 48 km/h, czekam na pustą lewą stronę i ich wyprzedzam, bo bardzo się spieszyłem na turniej szachowy, gdyż zagadałem się z kumplem po drodze. Wyprzedzałem z prędkością 59,6 km/h, a oni mnie zatrzymują i mówią, że będzie mandacik za przekroczenie prędkości. Musiałem się jakieś 10 minut kłócić, że o 10 mogę przekroczyć prędkość i nic im do tego, a ani koguta nie mieli włączonego ani modulowanego sygnału głosowego, więc wyprzedzić ich mogłem (innych przeciwwskazań też nie było), oczywiście puścili mnie bez mandatu, bo i tak bym nie przyjął, ale na turniej spóźniłem się 2 minuty i nie zdążyłem zagrać żadnego towarzyskiego Blitza na rozgrzewkę

Bardzo nie miła sytuacja ze strony Straży Miejskiej.
3.
Oczywiście niemal codziennie jestem obrzucany wyzwiskami z racji tego, że jak ja śmiem przechodzić przez przejście dla pieszych, gdy jedzie samochód.
Jest to bardzo niemiła i jakże popularna sytuacja, to ona mnie najbardziej denerwuje. Dlatego się właśnie wyżalam, dział odpowiedni

Tak, mam pierwszeństwo na pasach, więc przechodzę, a jak się nie zatrzyma, to trudno, życia nie będę narażał, niechaj jedzie pirat drogowy, ale 8 na 10 się zatrzyma, z tego 6 z 8 z piskiem opon i pianą na ryju.
Jedyne, co pociesza, to to, że już 6 razy udało mi się sprawić, że pirat drogowy tak gwałtownie przede mną zahamował, że jadący za nim wjechał mu w tył. To jedyna nauczka, jaką mogą dostać, niestety, zdarza się tak bardzo rzadko :<
4.
Sytuacja wyglądała tak, że było skrzyżowanie trójwlotowe, ulica na południu, wschodzie i zachodzie, standardowa literka T. Na całym skrzyżowaniu jedyny znak to informujący o skrzyżowaniu równorzędny, brak pasów, świateł, torów, kierującego ruchem, nic.
Więc przechodziłem sobie przez ulicę na wschodzie (po prawej stronie T), a autobus MZK jadący z południa, zamierzał skręcić w prawo, ale nie ustąpił mi pierwszeństwa, w ostatniej chwili zahamował, a ja odskoczyłem na chodnik. Normalna niekompetencja kierowców toruńskich.
Zaraz za zakrętem był przystanek, z którego wysiadło stado moherek do kościoła, które zaczęły mnie wyzywać i krzyczeć, że prawie życie by straciły przeze mnie, a jedna to nawet się przewróciła i kostkę ma zwichniętą przeze mnie.
Bardzo niemiło się poczułem, gdy zostałem niesłusznie okrzyczany przez dziesiątki starszych Pań.
To tyle z tego, co na razie pamiętam, jak mi się coś przypomni, to może dopiszę.