Na dzień dzisiejszy sprawa jest zakończona - końcem października odbyła się rozprawa w sądzie II instancji (okręgowym), a po dwóch tygodniach został ogłoszony wyrok, na szczęście dla mnie uniewinniający

. Na rozprawie sędzia udzielił głosu wszystkim po kolei i ja - podtrzymałem wszystko to, co w apelacji i wnosiłem o uniewinnienie. Babka, która we mnie uderzyła - wnosiła o utrzymanie w mocy wyroku sądu pierwszej instancji. Policjantka, którą widziałem pierwszy raz na oczy i była ona chyba nie do końca zaznajomiona z aktami sprawy - wnosiła ona o umorzenie całej sprawy z uwagi na to, że brak jest widocznej sygnalizacji świetlnej na monitoringu (nie wiem jakim, czy chodziło o miejski czy o moje nagrania) i z uwagi na to, że nie wiadomo, kto na jakim świetle wjechał i nie wiadomo komu przypisać winę za zdarzenie, wnosi o umorzenie sprawy. Tylko, że przecież w uzasadnieniu wyroku sądu I instancji wyraźnie jest napisane, że wjechałem na zielonym i sąd nie ma co do tego wątpliwości, więc policjantka trochę poleciała z tematem. Summa summarum sąd II instancji w całości uchylił wyrok sądu I instancji wskazując na to, że argumenty wskazane przez sąd I instancji w uzasadnieniu wyroku są nietrafione.
Ze złożeniem samej apelacji też były jaja, ale po kolei. Ostatni raz pisałem wtedy, kiedy złożyłem wniosek o pisemne uzasadnienie wyroku. Po otrzymaniu uzasadnienia wyroku sądu I instancji tak mną to uzasadnienie "wstrząsnęło", że zmobilizowało mnie od razu do napisania i złożenia apelacji. W uzasadnieniu było wiele bzdur, z których kilka dla przykładu skomentowałem przy każdym z podpunktów poniżej:
1. Jakkolwiek sąd podziela wersję obwinionego, że jechał „na zielonym świetle” (wynika to bowiem z analizy dwóch nagrań dostarczonych przez niego) i całe jego wyjaśnienia odnośnie do samego stanu faktycznego uznaje za wiarygodne, tym niemniej jego przekonanie o swojej niewinności jest błędne, a to z następujących przyczyn. Z brzmienia art.86 par. l kw nie wynika, aby warunkiem koniecznym popełnienia tego wykroczenia było naruszenie przepisów i nieskodyfikowanych (aczkolwiek przyjętych) zasad ruchu drogowego. - czyli nie naruszyłem żadnego przepisu, ale nieskodyfikowaną zasadę ruchu drogowego
2. Ponadto obwiniony wjeżdżając na skrzyżowanie powinien był liczyć się z potencjalną sytuacją, w której w trakcie przebywania na skrzyżowaniu mogło dojść do zmiany świateł. W razie zmiany koloru sygnału dla jego kierunku na czerwony, będący jeszcze na skrzyżowaniu obwiniony powinien ustąpić pierwszeństwa pojazdom jadącym po ulicy Michałowicza, która jest co do zasady drogą z pierwszeństwem w stosunku do ulicy, z której wyjeżdżał. - czyli nieważne, że była działająca sygnalizacja świetlna, a ja miałem na dodatek sygnalizator bezkolizyjny, to i tak liczy się to, że Michałowicza jest z pierwszeństwem, ciekawe...
3. Zeznania Anny L. były wiarygodne w zakresie okoliczności, w jakich doszło do kolizji, ponieważ pokrywają się z materiałem filmowym; w większości zresztą pokrywają się one także z wyjaśnieniami obwinionego. Jeśli chodzi o tę część jej zeznań, w której mówiła ona o zielonym świetle dla jej kierunku, to, z punktu widzenia niezachowania przez obwinionego należytej ostrożności (nie będącego tożsamym z naruszeniem przepisów), fakt ten nie ma znaczenia dla odpowiedzialności obwinionego za wykroczenie i dlatego też sąd nie zajmie kategorycznego stanowiska w tej kwestii. Przedmiotem postępowania jest bowiem rozstrzygnięcie, czy obwiniony popełnił wykroczenie, a nie kwestia odpowiedzialności Anny L. za ewentualne niezastosowanie się do sygnalizacji świetlnej. - czyli od samego początku wszystko poprowadzone było nie tak, bo policjant, mając zeznania moje w postaci "wjechałem na zielonym" i zeznania pani "wjechałam na zielonym" z racji braku świadków powinien nie rozstrzygać sprawy na miejscu, tylko skierować właśnie to do sądu, skoro nie mogliśmy się dogadać i spisać oświadczenia na miejscu. Policjant jednak widząc młodego chłopaka i panią w średnim wieku wolał od razu przyjąć, że młody winny, więc pani jest niewinna, a chłopakowi damy mandat i winę za kolizję. Skoro do sądu trafił tylko wniosek, że popełniłem wykroczenie, no to sąd tylko to starał się podtrzymać lub obalić.
4. Sąd zamienił w opisie czynu słowo „doprowadził do zdarzenia drogowego” na „spowodował zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym” z dwu przyczyn. Znamieniem ustawowym, który musi znaleźć się w opisie czynu jest skutek w postaci spowodowania zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Doprowadzenie do kolizji (zdarzenia drogowego) jest jakby dalszą konsekwencją stworzonego zagrożenia. Innymi słowy: wystarczające do wyczerpania znamion strony przedmiotowej nie jest koniecznie doprowadzenie do kolizji. Wystarczy samo zagrożenie bezpieczeństwa ruchu drogowego takim zdarzeniem. Drugim powodem modyfikacji opisu czynu jest intencja sądu, aby nie sugerować rozstrzygnięciem, że tylko i wyłącznie obwiniony przyczynił się do zdarzenia drogowego. Z uwagi na to, że przedmiotem tego postępowania jest tylko odpowiedzialność obwinionego za zarzucany mu czyn, sąd nie jest uprawniony do rozstrzygania
ewentualnego sprawstwa innych osób. W ten sposób przekroczyłby granice wniosku o ukaranie. - czyli sąd I instancji wyraźnie odcina się od tego, kto jest winny kolizji, a jedynie próbuje wskazać wykroczenie w postaci wjazdu na skrzyżowanie, co zajęło kilka rozpraw i dużo czasu, a więc sąd mocno się zastanawiał.
Zanim wysłałem apelację do sądu okręgowego, nagrany został odcinek "Jedź Bezpiecznie" z moją sytuacją i pan Marek Dworak wyraźnie wskazał, że światło zielone nie jest dane "na zawsze" i trzeba mieć świadomość, że utykając na skrzyżowaniu, gdy światło się zmieni, pierwszeństwa już nie mamy i powinniśmy zachować SZCZEGÓLNĄ ostrożność przy wykonywaniu jakichkolwiek ruchów - czy to w celu odblokowania przecięcia torów jazdy z kierunkiem, który ma aktualnie zielone (i pierwszeństwo) czy to w celu opuszczenia skrzyżowania. Tutaj cały odcinek:
https://www.youtube.com/watch?v=8N8aV4LNI0k Nagrałem ten odcinek na płytę DVD i dołączyłem ją do apelacji, więc sąd raczej to obejrzał i myślę, że to też pomogło w wydaniu werdyktu.
Jako ciekawostkę dodam, że do pisma z uzasadnieniem wyroku sądu I instancji (rejonowego) dołączone było pouczenie, w którym wyraźnie wskazany został termin 14 dni na złożenie apelacji, którą złożyłem w 12. dniu biegu terminu i czekałem na odzew. Po kilku tygodniach dostałem odpowiedź z sądu rejonowego, że apelacja została złożona po terminie, ponieważ zgodnie z KPW termin na złożenie apelacji wynosi 7 dni. Co z tego, że pouczyli mnie o 14-dniowym terminie na odwołanie, powołując się w treści pouczenia na paragraf z KPK - w postanowieniu o odrzucenie apelacji powołali się już na właściwy paragraf, z KPW. Jednocześnie zaczął biec termin na uprawomocnienie wyroku, skoro apelacja po terminie. Złożyłem zażalenie (do sądu okręgowego) na to postanowienie, żeby wyrok nie zdążył się uprawomocnić, a jednocześnie złożyłem też wniosek o przywrócenie terminu na złożenie apelacji, ponieważ opóźnienie nastąpiło z przyczyn niezależnych ode mnie (błędne pouczenie). Całe akta sprawy w związku ze złożonym zażaleniem trafiły do sądu okręgowego, a ten zawiadomił o terminie rozprawy, na której sędzia powiedział, że nie ma innej opcji jak odrzucenie zażalenia, ponieważ fakt jest taki, że złożyłem po terminie i nic tego faktu nie zmieni, ale że powinienem złożyć wniosek o przywrócenie terminu i wniosek ten powinien być zaakceptowany przez sąd rejonowy z uwagi właśnie na to, że to nie nastąpiło z mojej winy (wysłali błędne pouczenie). Po rozprawie całe akta znowu zostały przesłane do sądu rejonowego. Oczywiście składając wniosek o przywrócenie terminu na złożenie apelacji musiałem ponownie wydrukować całą apelację (4 egzemplarze po kilkanaście stron) oraz ponownie nagrać płytę DVD z odcinkiem "Jedź Bezpiecznie" i wszystko razem dołączyć do wniosku. Po kilku tygodniach sąd rejonowy odesłał zawiadomienie o przyjęciu apelacji. Całe akta sprawy zostały po raz kolejny przesłane do sądu okręgowego, a ten po paru miesiącach wyznaczył rozprawę na koniec października. Dalej już poszło szybko (Alleluja!), bo była jedna rozprawa i w połowie listopada ogłoszenie wyroku. Teraz będę składał wniosek o przesłanie odpisu wyroku, no i dalej z tym będę próbował zgłosić szkodę z OC babki, co we mnie uderzyła. Ciekawe, co z tego wyjdzie...
