dzisiaj
Skręciłam na drogę krajową, pełnia szczęścia, jadę stóweczką, patrze co to za korek, cholera okupant pielgrzymkowy, po 3 kilometerkach, pełnia szczęścia, wyprzedzam, po 100 metrach stop, kolejne zwłoki zmierzają do swojego miejsca pokuty, 10 minut, 20 minut, 30 minut, a ja się ruszyłam o 100 metrów,
szybki szpil, albo jadę do domu 4 km przez 2h albo zjadę na autostradę i w 15 będę,
oczywiście wybór prosty
patrzę autobana, myślę sobie tikecik, chwila zastanowienia, w prawo katosy, w lewo wrocek, hmmm biore katosy, i uj mnie szczelił na miejscu 25 minut na bramkach, po 18. Trzeba było nadrobić 5 km więcej i jechać na wrocek. Moje pięknę auto, przy bramce pokazywało czerwoną wskazówkę ;p
I tak oto po 90 minutach, co normalnie zajmuje max 25 dotarłam do domu.
Wiecie co, nie wiem jak u was ale Śląsk i te pier.... pielgrzymki mnie dobijają.
Jutro wyjadę do pracy 30 minut wcześniej, bo nie mam zamiaru jechać moich 1,2 km do pracy przez godzinę, a na ogół skubańce zajmują 3 pasy, co roku oglądam tych pokutujących i zastanawiam się czemu cholera nie chodzą drogami polnymi, czemu muszą wyłazić miedzy 7 a 8. Korkując miasto na dobre 2h. ;/