Będąc takim pieszym odpowiedz sobie na proste pytanie - lepiej na chwile zejść w ten śnieg czy błoto i mieć spokój, czy stac jak idiota na asfalcie i ryzykować, że kierowca cię jednak nie widzi? Dla uproszczenia załóżmy, że jest dzień i z daleka cię widać - teoretycznie.
Jak będzie jechał koleś wyraźnie pijany, to też będziesz sobie spokojnie szedł chodnikiem, bo on nie ma prawa ściąc słupków i zamienić cię we fresk na budynku obok?
Nie chodzi tu o to, że pieszy ma iść tym błockiem, tylko o jego ustąpienie. Chwilowe. Krok w bok. Jak pieszy może mieć z tym problem?
Co do pieszych robiących na jezdni za święte krowy - dzwoni się na policję, że w miejscu takim a takim po ulicy kręci się pijaczyna i stwarza zagrożenie.
EDIT: jeszcze jedno, bo przeczytałem do końca ten artykuł o kierowcy skazanym za potrącenie pieszego na jego czerwonym świetle. Zróbcie to samo, dobrze?
Jedyna bzdura, z która się tam nie zgadzam w całej rozciągłości, to uzasadnienie wyroku nieprzestrzeganiem zasady ograniczonego zaufania. Człowiek ja stosujący nie może się w ogóle urodzić, bo podczas porodu kierowca TIRa moze wjechać swoim zestawem w szpital i go zabić na miejscu. Z niedostosowaniem prędkości też nie zgadzam się do końca - nie było ich tam, nie wiedzą jak to wyglądało, więc ocena może być niedoszacowana albo przeszacowana. Odnośnie obu tych punktów powstaje pytanie - po cholerę komu przepisy, jesli musimy zakładać, że ktoś je złamie?
To, co pogrążyło kierowce, to oddalenie się z miejsca wypadku, a takiego scenariusza nie przewidujemy w tym temacie. Poza tym cytuję:
Czy to wyrok precedensowy? - Nie mam takich obaw - mówi sędzia. - Po pierwsze dlatego, że polskie prawo nie opiera się na precedensach, ale także z tego względu, że nie stworzyła się tu żadna reguła. To po prostu jeden, konkretny przypadek - rzeczywiście ciekawy i rzadko spotykany.
Ogłaszam zatem koniec zabawy w kotka i myszkę z tym wyrokiem, finito. Jest zwyczajnie wyjątkowy i przytaczanie go tutaj to, przykro mi, debilizm.