przez lith » piątek 22 kwietnia 2011, 00:27
Jak długo byłem grzeczny to dzisiaj miałem 2 okazje do wyremontowania komuś maski.
Pierwsza to moja usilna jazda na suwak, a przynajmniej próby jej wymuszenia ;p O ile tirek przede mną się sprawnie wcisnął to mnie już nikt puścić nie chciał. W pednym momencie zauważyłem większa lukę (prędkość jadących korkowa, kilka km/h) i specjalnie się nie zastanawiając zacząłem ruszać, jeszcze tylko szybkie zerknięcie do przodu żeby nie zahaczyć o tablice-strzałki na końcu pasa... patrze z powrotem w prawo, a tu typ który przed ułamkami sekund był o długość samochodu za mną jest na wysokości połowy mojego samochodu i przyspiesza dość ostro, się oczywiście szybko zatrzymałem i wjechałem za nim, ale mało brakowało.
A w drugim przypadku podobnie, ale tutaj już nie ja uratowałem sytuację. Dojeżdżam do świateł z 1 2 pasy, chcę jechać prosto, bo wydaje mi się, że można tylko z lewego, a prawy jest do prawo-skrętu. Potem się okazuje, ze prawo-skręt odbija od tego po prawej, a oba normalnie jadą też prosto. Zaraz za skrzyżowaniem skręcam w prawo....ale już nie chce się pchać po ciągłych, jakoś zmienię za skrzyżowaniem. Ruszam oczywiście dynamicznie, gość na prawym też (ja stałem 1 na światłach na lewym), ale w połowie jeszcze spóźniony lewoskręt nieco psuje mi plany, już przed pierwszego na prawym nie zdążę, ale spoko przez całe skrzyżowanie między pierwszym ruszającym z prawego, a drugim tak ze 2 długości samochodu przerwy, zaraz za skrzyżowaniem wbijam prawy patrzę w lusterko, miejsce jest, zaczynam zmieniać stanowczo i dość szybko pas zerkam do przodu, bo robię to tak, że trzymam się tego z przodu zderzaka tak żeby mieć miejsce do tego z tyłu, z przodu wszytko ok, tradycyjnie zmieniając pas patrzę jeszcze w prawo a tu na wysokości moich drzwi samochód. ja hamulce i w lewo, ten po hamulcach, jakoś się udało, zostałem otrąbiony. Moja wina, wymusiłem. Ale skąd się ten samochód wziął to nie mam najmniejszego pojęcia. Albo (mniej prawdopodobne) jednak sie schował w martwym polu, ale w to wątpię, bo 1-2s wcześniej widziałem lukę w całej okazałości (tylko głupi czekałem aż się ciągła skończy), poza tym na prawdę mam to pole nieduże, poza tym samochód był w tym samym kolorze co ten którego przed momentem widziałem w lusterku i był dość daleko- już wtedy miałem kierunkowskaz, a odległość między nami przed ok 2s nie nie zmieniała (czas przejazdu przez kawałek ostatniej jezdni, i kawałek ciągłej między jezdnią a przejściem. I imo bardziej prawdopodobna opcja, następny który będzie obrońca swojego miejsca, który widząc, że ktoś może zmienić pas przed nim automatycznie wciska gaz do oporu. W każdym razie pretensje mam oczywiście do siebie.
O ile w pierwszym przypadku dzisiaj mogłem zostać posądzony o cwaniactwo, bo na lewym pasie była mniejsza kolejka dość sporo (bo ludzie szybciej zmieniali na prawy... a ja twardo do końca cisnąłem) to w drugim w żadnym wypadku... stałem z przodu, do skrzyżowania dojechałem przed nim, po prostu źle pas dobrałem... po kilkunastu metrach już mu zupełnie zniknąłem. W każdym razie pierwszy raz miałem sytuację kiedy to ja nawet popełniając błąd bym nie zareagował w porę i brak stłuczki to zasługa tylko tego drugiego....dlatego głupio mi było strasznie.