przez eajoe » piątek 09 września 2005, 01:01
Hejo, tak sobie czytam Wasze miłe forum, i trafiając na ten wątek poczułem że trzeba by coś skrobnąć. No to sobie dołączyłem.
W temacie pieszych - obecna sytuacja jezd chora. Obecne prawo daje pierwszeństwo na przejściu "dla pieszych" pieszemu, który już się znajduje na jezdni - czyli de facto łaskawie daje mu szansę przeżycia tego wydarzenia.
Zgodnie z naszym kochanym prawem, jako pieszy chcący przejść przez jezdnię w godzinach szczytu, muszę postawić stopę na jezdni - będąc świadomym faktu, że co bliższe samochody mogą mi legalnie zrobić z niej platfusa (bo nie wolno "wtargnąć bezpośrednio pod pojazd"). Do tego "wtargnięcie" jest określeniem mocno subiektywnym. Dla większości kierowców w Polsce jest to pojawienie się przeszkody w odległości zmuszającej do hamowania czymś więcej, niż silnikiem... :?
Przy typowej w naszych miastach prędkości ok. 60-80km/h oznacza to odległość większą, niż zasięg wzroku pieszego :wink:
Idiotyczne to prawo jest skutkiem i wyrazem totalnej w naszym kraju pogardy dla biedaków, których w mniemaniu rodaków nie stać nawet na te 5kzł na odrzut z niemieckiego szrota. W normalnych krajach zwyczaje były od dawna inne, co spowodowało zmiany w prawie. Tam pieszy ma pierwszeństwo jeśli tylko ma zamiar przejść przez jezdnię. Przy czym w miejscach bardziej przez pieszych uczęszczanych w celu ratowania płynności ruchu stosuje się proste rozwiązanie - światła na guzik, ze sporym timerem co by jednak piesze przechodziły chociaż z lekka grupowo. (Mowa oczywiście nie o drogach szybszego ruchu, bo w normalnym kraju nie ma na nich wcale przejść dla pieszych.
No, ale nikt nie postawi świateł hamujących pieszych tam, gdzie nie przeszkadzają oni w płynności ruchu, no bo po co. Więc aby osiągnąć opisany stan świetlanej szczęśliwości najpierw kierowcy muszą zacząć być uprzejmymi dla oczekujących (ciekawe na co :?: - np. na wysepce ... :roll:) pieszych.
Ja rozumiem, że ruszanie samochodem w ciągu pierwszego roku po prawku może być męczące :wink: :wink:, ale poza niewielkim zużyciem maszynki naprawdę nic nie kosztuje spokojne zatrzymanie i puszczenie spieszonych przodem. Chyba że komuś jeszcze dochodzą wybujałe kompleksy (jak to, mam jakiemuś chmyzowi w trampkach moim autkiem ustępować?), i/lub nadwyżka adrenaliny. Ale to już trzeba by jakoś leczyć, bo niestety odruchy się utrwalają i kiedyś nieuprzejmość w stosunku do 20t tira może się źle skończyć...
No i tak czytam Wasze posty i nie bardzo wiem, czy sobie myśleliście, że te laski tak dla jaj sobie stoją i wąchają spalinki przy przejściu dla pieszych? Albo opisany gostek bodajże na wysepce - on tak może lubi, co? Wg naszego prawa jakby trafił na sznurek samochodów to by sobie kwitł tam do nocy, nie? No bo był na wysepce, a nie na przejściu dla pieszych :lol:
Co komu wisiało się zatrzymać i powachlować dla rozpędu dłonią w odpowiednim kierunku? Owszem, najpierw będzie te denerwujące 10 sekund szoku i niedowiary, i "głupawy uśmiech" - ale w końcu się nauczą, zapewniam.
Bo w tej chwili to jest problem przeżyć w Polsce jak się wróci z normalnego kraju. W Polsce za ten pierwszy tydzień to ubezpieczyciele na życie powinni kasować 10x składkę :wink:
Dobra, rozpisało mi się - chwatit. Aha, jeśli chodzi o L-ki, to oczywiście należy stosować zasadę "totalnego braku zaufania", czyli np. założyć, że kursant(ka) wciśnie gaz zamiast hamulca a insztruktor zareaguje te 0.5s za późno - dopiero jak go podrzuci na naszych zwłokach...
Życzenia większej życzliwości dla okolicy...