Witam po dłuższej nieobecności i od razu wypływam z pytaniem,które nurtuje mnie od dnia wczorajszego.
Zdarzyła mi się bowiem następująca sytuacja:
Wjechałam na swoje osiedle (zamknięte z dwóch stron,uliczka wewnętrzna w żaden sposób nie oznaczona,brak znaku D-40).
Jechałam z zawrotną prędkością ok.10km/h,mając na uwadze,ze jest to teren gdzie faktycznie przebywaja też dzieci ,w pewnym momencie gdy usłyszałam jakiś dziwny odgłos ,natychmiast zahamowałam.
Okazało się,ze właściwie prawie juz pod maską mam mniej więcej około czteroletnie dziecko,które wyjechało na plastikowym rowerku prosto pod auto.Maluchowi absolutnie nic się nie stało,delikatnie pokiereszowało się plastikowe kółko od roweru,zatem zdążyłam się zatrzymać w odpowiednim momencie.
Mała wjechała mi pod maskę w taki sposób,ze nie miałam możliwosci zauważyć jej wcześniej,gdyż wyjechała spoza kontenera na śmieci.
Tylko fakt,ze jechałam taś taś,spowodował,ze dziecko nie dostało sie pod koła.
Dziecko w tym czasie nie pozostawało pod niczyją opieką.
Sąsiadka która w tym czasie jeździła ze swoimi dzieciakami po chodniku,pobiegła po któregoś z rodziców.
Ja zdążyłam zaparkować auto pod drugim blokiem i wrócic z powrotem na miejsce,dopiero z klatki wytoczył się tatuś roszcząc do mnie pretensje,ze skoro nie widzę,to nie powinnam prowadzić pojazdów.
Dałam mu do zrozumienia,ze gdybym nie daj Bóg szybciej,to sprawa mogłaby skończyć się tragicznie,na szczęście objedli się wszyscy tylko strachem,natomiast pytanie moje jest takie.
Co w sytuacji w której kierowca nie zdążyłby wyhamować? Proszę miec na uwadze,ze małe dziecko zostało pozostawione bez opieki i jest na tyle małe(niskie),ze zwyczajnie nie widać go z miejsca kierowcy.
Dopiero gdy zahamowałam auto i wysiadłam z niego,zauważyłam zarówno plastikowy rowerek jak i zsiadające z niego dziecko.
Kto w takiej sytuacji byłby winien ?