Witam,
Wczoraj miałem kilka niemiłych sytuacji na drodze. Jedna w dzień i jedna w nocy. W dzień to jeszcze pół biedy, bo jak mnie wyprzedziła taka ciężarówka z dwoma przyczepami, to bok przyczepy miałem jakieś pół metra przed maską. Wjeżdżałem na ekspresówkę, więc nie nabrałem jeszcze prędkości.
Druga w nocy, która nie mam pojęcia jakby się skończyła. Jechałem taką leśną drogą, gdzie nawet słupków na poboczu nie było, lu jakiś się trafił to był zarośnięty przez trawę. Prędkość ok. 90-100 km/h. Przed mną był ostry zakręt, nie zwalniałem (jechałem tędy nie raz), ale gdy zza zakrętu wyjechał mi samochód na drogowych, nie za bardzo wiedziałem po czym jadę. Oczy skierowałem na prawą krawędź jezdni i wg niej jechałem. Trochę się zdziwiłem jak już wyminąłem się z tym samochodem, bo ukazał mi się zjazd do lasu. Szybko kierownicą skręciłem ile się dało, tak aby nie wypaść z drogi i jakimś cudem tym manewrem wytraciłem trochę prędkości i mogłem kontynuować jazdę. Cieszę się, że nie mam nawyku naciskania na hamulec, bo bym pewnie wisiał gdzieś na drzewie.
Jak można sobie radzić z idiotami na światłach drogowych? Przydała by się chociaż biała linia na krawędzi jezdni...