Witam,
Dojeżdżałem dziś do drogi z pierwszeństem, rozejrzałem się szybko i skręciłem. Usłyszałem za sobą pisk opon i zauważyłem samochód terenowy.. przeraziłem się, bo go nie zauważyłem, mrugnąłem dwa razy awaryjnymi, żeby przeprosić kierowcę terenówki, ale ten zaczął coś pokazywać ręką.. mrugnąłem jeszcze raz.. na następnym skrzyżowaniu samochód ten pojechał za mną i kierowca znowu zaczął machać ręką i pokazywał, że mam zjechać. Człowiek ten zdecydowanie nie wyglądał przyjaźnie, to stwierdziłem, że lepiej nie będę się zatrzymywał, bo mogę stracić zęby. Pojechałem dalej i specjalnie skręciłem w przypadkową ulicę, a terenówka cały czas z tyłu. W końcu zaparkowałem, bo ile można tak się bawić. Kierowca wyszedł z samochodu bardzo mocno zdenerwowany z zaciśniętymi pięściami i zaczął szybko iść w moim kierunku. Zacząłem od przeprosin, próbowałem wyjaśnić, że go nie widziałem, że nie wiem jak to się stało, ale gość się spiął i nie wiedziałem, czy robić już unik, czy nie. Usłyszałem tylko wiązankę wulgaryzmów. Po chwili człowiek ten stwierdził, że mam pisać oświadczenie, bo inaczej zadzwoni oo policję i dostanę taki mandat, że... Zdziwiłem się, bo przecież do żadnej kolizji nie doszło. Pan stwierdził, że podczas hamowania "paliły" mu się opony i pewnie jest nierównomiernie starty bieżnik. Zadzwoniłem do właściciela samochodu, którym jechałem po poradę i on zdecydowanie powiedział, że mam zignorować tego człowieka i jeśli nie odpuści, to niech przyjedzie policja. Kierowca wyciągnął telefon i zaczął dzwonić, z rozmowy wynikało, że policjant powiedział, żeby mi poradził, aby spisać oświadczenie, bo jak przyjedzie radiowóz, to wystawią mandat. Wszystko odbywało się w bardzo nerwowej atmosferze i ostatecznie zgodziłem się, że podpiszę to "oświadczenie". Człowiek ten wyciągnął kartkę z jakiegoś notesu, długopis i napisał, że zajechałem mu drogę, spisał dane moje i samochodu i kazał podpisać.. powiedziałem, żeby dopisał, że nie doszło do żadnej kolizji i bezmyślnie podpisałem ten skrawek papieru i w stresie nie pomyślałem nawet o tym, że przecież powinny być dwa egzemplarze. Człowiek ten odjechał z "oświadczeniem" podobno na stację diagnostyczną i będzie dzwonił jeśli z oponami będzie coś nie tak.
Gdy emocje opadły trzeźwo na to spojrzałem i dotarło do mnie jaką głupotę zrobiłem podpisując ten papier i nie biorąc egzemplarza dla siebie. Właściciel samochodu stwierdził, że jakby ten człowiek do mnie dzwonił, to mam go zignorować i że cała ta sytuacja była bardzo dziwna.
Czy "oświadczenie" tego typu ma jakikolwiek sens i czy w ogóle mogę mieć przez to jakieś nieprzyjemności prócz ewentualnego mandatu za wymuszenie, gdyby ten człowiek poszedł z tym na policję ? Martwi mnie to, że ja nie mam drugiego egzemplarza tego "oświadczenia", a myśląc o tym teraz koleś wyglądał na typowego cwaniaczka. Mam nadzieję, że liczył na to, że wyciągnie ode mnie jakieś pieniądze na miejscu.