Jak w temacie. Wiadomo, że teoretycznie nie wolno (w żadnych okolicznościach i nawet na chwilę). W praktyce wiadomo jak jest - wysadza się pasażera lub z jakiegokolwiek innego powodu (z braku lepszego miejsca) czasem "trzeba" się zatrzymać akurat tam.
Od lat nie mogę pojąć tylko jednej rzeczy: dlaczego ludziska z reguły wykazują się kompletnym zerem pomyślunku i wyobraźni i zatrzymują się na samym środku zatoczki, zamiast podjechać do końca?! W moim mieście codzienny widok - autobus chce zajechać na przystanek i nie ma gdzie, bo na samym środku się ustawił jakiś jełop, i jeszcze wielce oburzony, że ktoś ma do niego pretensje ("przecież on tylko na chwilę"). Nierzadko stają tak nawet wtedy, kiedy bezpośrednio za nimi jedzie autobus i widzą, że nie będzie miał miejsca (choć i bez tego nie trzeba chyba zbyt wielkielkich zdolności do przewidzenia, że zanim się np. załatwi sprawę w kiosku, to w tym czasie autobus może nadjechać). Tymczasem gdyby wszyscy oni zatrzymywali się na końcu zatoczki, to autobus miałby dość miejsca i nikomu by życia nie utrudnili (mimo że formalnie oczywiście nadal łamią ten sam przepis)!
Błagam, więcej wyobraźni.
PS: Dla niewtajemniczonych - nie jestem kierowcą autobusu. :D Jestem tylko bacznym obserwatorem tropiącym absurdy i bezmyślność, zwłaszcza na drodze.