Witam!
W dniu wczorajszym zdawałem egzamin praktyczny na ul.Powstańców Śląskich w Warszawie.Pierwsza część egzaminu przebiegła bez problemu-placyk poszedł extra.Wyjechalismy z egzaminatorem na miasto.Parkowanie zaliczone,znaki zaliczone,włączanie się do ruchu zaliczone i cała reszta również super.Był to mój pierwszy raz kiedy zdawałem egzamin praktyczny i byłem zdumiony,że wszystko idzie tak dobrze (wcześniej zdążyłem się nasłuchac i naczytać jak to jest z egzaminem za 1 razem).Do zakończenia egzaminu brakowało ok 5 minut.Wracaliśmy do ośrodka i przejezdzałem przez skrzyżowanie na zielonym swietle.W momencie kiedy byłem przed bezposrednim wjazdem na skrzyzowanie a za pasami dla pieszych włączyło się żółte światło.Egzaminator dał po "heblach" i egzamin oblany..Auto stało centralnie na środku skrzyżowania.Byłem w szoku...Egzaminator stwierdził,że "nie uwzgledniłem możliwości zmiany światła".Oczywiscie sprawy tej, tak nie zostawiłem i po egzaminie udałem się do koordynatora.Koordynator po obejrzeniu filmu(na filmie widoczne było,że po "akcji" egzaminatora wymijają mnie jeszcze 2 auta!!!!) z egzaminu stwierdził,że "faktycznie egzaminator postapił zbyt pochopnie unieruchamiając pojazd ale nie popełnił tez błędu".Na moje pytanie "kto więc popełnił błąd" koordynator stwierdził,że "nikt".Koordynator zaprosił mnie na kolejny termin i stwierdził,że "mam jeszcze duzo czasu żeby nauczyć się sztuki kierowania pojazdem"...Jaki jest z tego morał?Na egzaminie nie popełniłem żadnego błędu ale mimo to egzamin mam oblany, a czyja to wina? "nikogo"...Co o tym myslicie???