Witam!
Cóż, nie przeze mnie, ale przez moją dziewczynę egzamin oblany, ale trochę w kontrowersyjnych warunkach.
Sytuacja:
Mocna burza. Słupki się przewracają. Deszcz zacina tak, że trudno utrzymać parasol. Błyskawice.
Moja dziewczyna wychodzi w koszulce bez parasola na egzamin z egzaminatoremm, który miał parasol. Sytuacja o tyle głupia, że wiatr tak zacinał, że jej włosy szalały i musiała w pewnej chwili iść tyłem, żeby dojść do samochodu egzaminowanego. Egzaminator schował się w swojej budzie obok samochodu. Moja dziewczyna pokazała wszystko pod maską i w ogóle. Pyta się egzaminatora czy może włączyć ogrzewanie i poczekać aż szyby odparują się, bo kompletnie nic nie było widać. Kazał jej ruszać. Nie mogła otworzyć szyby samochodu. Jedzie. Póki co dobrze jej poszło. Cofa. Deszcz taki, że ledwo ją widzę. Niestety, kawałek koła tylnego wyszło jej za linię. Egzamin przerwany.
Mimo tłumaczeń mojej dziewczyny, że kompletnie nic nie widziała, bo:
a) szyby zaparowane (mimo że szybko włączyła ogrzewanie na szybę)
b) tylna wycieraczką włączała się co 3 sekundy i właściwie w tych warunkach nie spełniała swojej funkcji (czy w ogóle można włączyć tylną w trybie szybkim w citroenie c3?)
c) kałuże takie, że właściwie linia i cały plac był "pod wodą" i linii nie było w ogóle widać
Wiem, że w każdym warunkach powinno się umieć jeździć. Wiem... ale kurde. :(