Po pierwsze, jest to mój pierwszy temat i zarazem pierwszy post na ten forum także chciałbym się z miejsca ze wszystkimi przywitać

Od razu może przejdę co mi w duszy gra. (jeżeli wybrałem zły dział to przepraszam, i proszę o przeniesienie od razu na prawidłowy dział

Otóż, mam 24 lata i obecnie staram się zrobić to przeklęte dla mnie prawo jazdy, jest to moje drugie podejście, pierwsze zakończyło się przerwaniem przeze mnie kursu...
Było to w 2012-stym i wtedy od razu po skończonej 18-stce rodzice wysłali mnie na prawko, z początku było fajnie, ale wraz z kolejną jazdą było coraz gorzej, nie tylko z natłoku obowiązków zarówno szkolnych, domowych jak i do tego natłok obowiązków związane z prawkiem. Czułem się z każdym wykładem po południu jak i jazdą coraz gorzej. Stres, napięty czas i nerwy, wszystko się kumulowało.
Dodatkowo mój instruktor, w wieku około 50 lat robił mi pod górkę, przesuwał godziny jazd, załatwiał prywatne sprawy, miał przede mną nie wiadomo jakie wymagania, nie lubił mnie kompletnie i co jazde wymyślał coś nowego albo celowo mi ją utrudniał.
Mimo wszystko egzamin teoretyczny zdałem wzorowo, bez błędów i za pierwszym razem, to jednak po egzaminie zachowanie instruktora przelało szale goryczy, podczas rutynowego skrętu w lewo, co mi przecież kazał zrobić i według mnie, dobrze skręcałem. Gość nagle zaczął mi wyrywać kierownice z rąk... Chamować, wysprzęglać mi samochód, w akompaniameńcie przekleństw.
Po tej jeździe powiedziałem DOŚĆ. I zrezygnowałem z dalszego kursu.
Trochę mi było szkoda, bowiem po roku przepadła mi teoria, oczywiście cała rodzina, wszyscy znajomi patrzyli po tym wszystkim na mnie jak na szczerbatego, co chwila wypominania, ,,rób te prawko!'' ,,po co je przerwałeś?''. Wiercili mi dziure w brzuchu.
Ale ja złapałem jakąś blokade do tego prawa jazdy, czasami chciałem iść znowu na kurs ale nie mogłem się przełamać, no było to barierą nie do pokonania, przerażały mnie nie tylko niemiłe wspomnienia z przeszłości, ale i cena tych wszystkich kursów. A pochodze z niezbyt zamożnej rodziny i każdy grosz się liczy. Dlatego to odwlekałem i odwlekałem.
Prawka nie miałem, ale dobrze że chociaż przestawiłem się na jednoślady, zwłaszcza gdy chyba w 13-stym roku wszedł przepis zezwalający na jazde 50-tką na sam dowód osobisty, w każdym razie mój rocznik ma na to zgodę.
Dlatego też jeździłem wszelkiego rodzaju jednośladami, i skuterami i biegówkami, najpierw 50-tkami a potem (ale o tym ciiii xd) 70-tkami i 80-tkami, troche na lewo ale trudno

Jeździłem na nich do pracy, do miasta na zakupy, praktycznie ciągle czy zima, deszcz czy upał popylałem na jednośladach.
Ale jednak cały czas doskwierał mi brak prawka, z mojej wsi gdzieś iść do porządnej pracy to mus mieć prawo jazdy, a gnanie ,,motorka'' 50 kilometrów w jedną strone codziennie to totalny bezsens, i ciągle do teraz cierpiałem na ten ograniczony zasięg.
Dlatego sytuacja życiowa zmusiła mnie do powrotu na ten kurs, najpierw na własną rękę w lutym zdałem teorię, tutaj znów, po miesiącu codziennego rozwiązywania na testy360.pl udało mi się rozwalić teorie za pierwszym podejściem, wszystkie pytania miałem dobrze

Teraz tydzień temu wybrałem inną szkołe jazdy niż wtedy, z innymi nie dużo starszymi instruktorami ode mnie, w innym mieście do którego moge spokojnie sobie dojechać motorem, nie jest tak daleko.
I o dziwo... pierwsze wrażenie wyśmienite, i tutaj nie wiem czy coś wyniosłem z kilku lat na jednośladach czy coś, ale przy pierwszej jeździe powiedziałem instruktorowi że chciałbym najpierw pojeździć na placu, bez wyjeżdżania na miasto.
I tak było, pojeździłem pół godziny po placu, instruktor był zadowolony i co powiedział? Że powinniśmy pojechać na miasto bo podstawy mam opanowane wzorowo

Na następnej jeździe to samo, na dwóch kolejnych również.
I nie wiem kompletnie co się ze mną dzieje, wtedy jak zdawałem bałem się wsiadania za kółko jak ognia, bałem się ciągle że albo mi zgaśnie, albo gdzieś się rozbije.
Teraz moge bez problemu wsiąść na całkowitym luzie i sprawnie jeździć co przyznaje mi instruktor, oczywiście mam problemy czasami ze skręceniem na tzw. ,,maksa'' czy z parkowaniem albo z ruszaniem i innymi takimi podstawami, ale generalnie i ja jestem ucieszony z tych jazd jak i sam instruktor jest zadowolony ze mnie. Twierdzi że po 15-stu godzinach (a wykupiłem 20) będę przygotowany na egzamin, a pozostałe 5 godzin będzie na szlifowanie tego, co jeszcze mi nie wychodzi. W dzisiejszej jeździe przerzucałem sobie sam biegi, w sumie od dwóch jazd już mi nie mówi jaki mam bieg zastosować, umiem się trzymać swojego pasa, wiem ile gazu dodawać żeby auto nie wyło, wiem jak przerzucać tymi kierunkami no i dzisiaj się nauczyłem jak ruszać pod wzniesienie czy jak sprawnie i płynnie ruszyć na rondo

Jeździ mi się tak fajnie, i tak mi szybko czas leci na tych jazdach (jeżdżę po 1,5-2 godziny i do teraz wyjeździłem ich 6), że zawsze nie mogę się doczekać następnej. Czuje się bardzo pewny siebie i wyluzowany, a przy tym czuję pokore przed instruktorem i innymi samochodami na jezdni.
Do tego jeszcze bardzo mocno działa na mnie motywacja wystosowana w tajemnicy przed rodzicami przez wujka, otóż jeśli zdam prawo jazdy, to jedziemy kupować terenówkę

Na instruktora również nie narzekam, wie jak uczyć, wie czego wymagać co źle zrobie to mi powie, doradzi, a przy tym pożartuje, wyluzuje, rozładuje napięcie czy pogada o grach

No i generalnie sam się sobie dziwie, skąd ta zmiana o 180 stopni we mnie do tego prawa jazdy, skąd te pozytywne nastawienie i czemu nagle mi to wychodzi... Zarazem boje się, że ta pewność siebie i pozytywne nastawienie mnie zgubi i będę zdawać po 20 razy i nic mi z tego nie wyjdzie xD.
Czy powinienem się ogarnąć? i spróbować nieco zmniejszyć mój zapał do tego prawka żeby potem się nie spażyć?.
Czy po prostu już tak się nauczyłem jeździć na jednośladach i już tak ruch drogowy z nich ogarniam że po prostu... już coś umiem i tyle?..